Читать онлайн книгу "Złoczyńca, Więźniarka, Królewna"

ZЕ‚oczyЕ„ca, WiД™Еєniarka, KrГіlewna
Morgan Rice


O Koronie I Chwale #2
Morgan Rice napisaЕ‚a kolejnД… fantastycznД… seriД™ powieЕ›ci, ktГіra przeniesie nas w Е›wiat fantasy. Znajdziecie w nim mД™stwo, honor, odwagД™, magiД™ i wiarД™ w przeznaczenie. Morgan po raz kolejny udaЕ‚o siД™ stworzyД‡ silne postaci, ktГіrym kibicujemy na kaЕјdym kroku… To powieЕ›Д‡, ktГіra powinna siД™ znaleЕєД‡ w biblioteczce kaЕјdego, kto uwielbia dobrze napisane fantasy. Books and Movie Reviews, Roberto Mattos (w odniesieniu do Powrotu SmokГіw) ZЕЃOCZYЕѓCA, WIД?Е№NIARKA, KRГ“LEWNA to druga ksiД™ga bestsellerowego cyklu powieЕ›ci fantasy O KORONIE I CHWALE autorstwa Morgan Rice, rozpoczynajД…cego siД™ od NIEWOLNICY, WOJOWNICZKI, KRГ“LOWEJ. 17-letnia Ceres, piД™kna i uboga dziewczyna z imperialnego miasta Delos zostaje zmuszona krГіlewskim dekretem, by walczyД‡ na Stade – brutalnym miejscu, w ktГіrym wojownicy ze wszystkich stron Е›wiata prГіbujД… zabiД‡ jeden drugiego. Zostaje wystawiona do walk przeciw okrutnym przeciwnikom i nie ma zbyt wielkich nadziei na zwyciД™stwo. Jej jedynД… szansД… jest jej wewnД™trzna moc i przeistoczenie siД™ – raz na zawsze – z niewolnicy w wojowniczkД™. 18-letni ksiД…ЕјД™ Thanos budzi siД™ na brzegu wyspy Haylon i odkrywa, Ејe zostaЕ‚ dЕєgniД™ty w plecy przez jednego ze swych ludzi, ktГіry pozostawiЕ‚ go na Е›mierД‡ na zaplamionej krwiД… plaЕјy. Pojmany przez rebeliantГіw, mЕ‚odzieniec musi powrГіciД‡ do siЕ‚, dowiedzieД‡ siД™, kto prГіbowaЕ‚ go zabiД‡ i dokonaД‡ zemsty. Rozdzieleni Ceres i Thanos nie zapomnieli o swym uczuciu. W imperialnym dworze krГіlewskim roi siД™ jednak od Е‚garstw, zdrady i obЕ‚udy i na skutek tragicznych nieporozumieЕ„ spowodowanych kЕ‚amstwami zazdrosnych arystokratГіw kaЕјde z nich sД…dzi, Ејe drugie nie Ејyje. Decyzje, ktГіre podejmД…, zdeterminujД… ich losy. Czy Ceres przeЕјyje walki na Stade i stanie siД™ wojowniczkД…, ktГіrД… pisane byЕ‚o jej zostaД‡? Czy Thanos powrГіci do zdrowia i odkryje skrywanД… przed nim tajemnicД™? Czy rozdzieleni siЕ‚Д… Ceres i Thanos zdoЕ‚ajД… siД™ odnaleЕєД‡?ZЕЃOCZYЕѓCA, WIД?Е№NIARKA, KRГ“LEWNA opowiada wspaniaЕ‚Д… historiД™ tragicznej miЕ‚oЕ›ci, zemsty, zdrady, ambicji i przeznaczenia. PeЕ‚na niezapomnianych bohaterГіw i trzymajД…cej w napiД™ciu akcji powieЕ›Д‡ przenosi nas w Е›wiat, ktГіrego nigdy nie zapomnimy i ktГіry sprawi, Ејe na nowo zakochamy siД™ w fantasy. PeЕ‚na akcji powieЕ›Д‡ fantasy, ktГіra bez wД…tpienia przypadnie do gustu fanom twГіrczoЕ›ci Morgan Rice, a takЕјe fanom takich powieЕ›ci jak cykl DZIEDZICTWO Christophera Paoliniego… Fani powieЕ›ci mЕ‚odzieЕјowych pochЕ‚onД… najnowszД… ksiД…ЕјkД™ Morgan Rice i bД™dД… bЕ‚agaД‡ o kolejne. The Wanderer, A Literary Journal (w odniesieniu do Powrotu smokГіw) WkrГіtce ukaЕјe siД™ ksiД™ga trzecia cyklu O KORONIE I CHWALE!







ZЕЃOCZYЕѓCA, WIД?Е№NIARKA, KRГ“LEWNA



(KSIД?GA 2 CYKLU O KORONIE I CHWALE)



MORGAN RICE



PRZEKЕЃAD: SANDRA WILK


O autorce



Morgan Rice plasuje siД™ na samym szczycie listy USA Today najpopularniejszych autorГіw powieЕ›ci dla mЕ‚odzieЕјy. Morgan jest autorkД… bestsellerowego cyklu fantasy KRД„G CZARNOKSIД?Е»NIKA, zЕ‚oЕјonego z siedemnastu ksiД…Ејek; bestsellerowej serii WAMPIRZE DZIENNIKI, zЕ‚oЕјonej, do tej pory, z jedenastu ksiД…Ејek; bestsellerowego cyklu thrillerГіw post-apokaliptycznych THE SURVIVAL TRILOGY, zЕ‚oЕјonego, do tej pory, z dwГіch ksiД…Ејek; oraz najnowszej serii fantasy KRГ“LOWIE I CZARNOKSIД?Е»NICY, skЕ‚adajД…cej siД™ z dwГіch czД™Е›ci (kolejne w trakcie pisania). PowieЕ›ci Morgan dostД™pne sД… w wersjach audio i drukowanej, w ponad 25 jД™zykach.



Morgan czeka na wiadomoЕ›Д‡ od Ciebie. OdwiedЕє jej stronД™ internetowД… www.morganricebooks.com (http://www.morganricebooks.com) i doЕ‚Д…cz do listy mailingowej, a otrzymasz bezpЕ‚atnД… ksiД…ЕјkД™, darmowe prezenty, darmowД… aplikacjД™ do pobrania i dostД™p do najnowszych informacji. DoЕ‚Д…cz do nas na Facebooku i Twitterze i pozostaЕ„ z nami w kontakcie!


Wybrane komentarze do powieЕ›ci Morgan Rice



„JeЕ›li po zakoЕ„czeniu cyklu KRД„G CZARNOKSIД?Е»NIKA uznaЕ‚eЕ›, Ејe nie warto juЕј ЕјyД‡, nie masz racji. POWROTEM SMOKГ“W Morgan Rice rozpoczyna coЕ›, co zapowiada siД™ na kolejnД… fantastycznД… seriД™ powieЕ›ci, prowadzД…cych w Е›wiat fantasy zamieszkany przez trolle i smoki. Jest to opowieЕ›Д‡ o mД™stwie, honorze, odwadze, magii i wierze w przeznaczenie. Morgan po raz kolejny udaЕ‚o siД™ stworzyД‡ silne postaci, ktГіrym kibicujemy na kaЕјdym kroku… To powieЕ›Д‡, ktГіra powinna siД™ znaleЕєД‡ w biblioteczce kaЕјdego, kto uwielbia dobrze napisane fantasy.”

--Books and Movie Reviews

Roberto Mattos



“Pełna akcji powieść fantasy, która bez wątpienia przypadnie do gustu fanom twórczości Morgan Rice, a także fanom takich powieści jak cykl DZIEDZICTWO Christophera Paoliniego… Fani powieści młodzieżowych pochłoną najnowszą książkę Morgan Rice i będą błagać o kolejne.”

--The Wanderer, A Literary Journal (w odniesieniu do Powrotu smokГіw)



„PorywajД…ce fantasy, w ktГіrego fabuЕ‚Д™ wplecione sД… elementy tajemnicy i intrygi. Wyprawa bohaterГіw opowiada o narodzinach odwagi oraz zrozumieniu celu Ејycia, ktГіre prowadzi do rozwoju, dojrzaЕ‚oЕ›ci i doskonaЕ‚oЕ›ci… Dla miЕ‚oЕ›nikГіw treЕ›ciwego fantasy – przygody, bohaterowie, Е›rodki wyrazu i akcja skЕ‚adajД… siД™ na barwny ciД…g wydarzeЕ„, dobrze ukazujД…cych przemianД™ Thora z marzycielskiego dzieciaka w mЕ‚odzieЕ„ca, ktГіry musi stawiД‡ czoЕ‚a nieprawdopodobnym niebezpieczeЕ„stwom, by przeЕјyć… Zapowiada siД™ obiecujД…ca epicka seria dla mЕ‚odzieЕјy.”

- Midwest Book Review (D. Donovan, eBook Reviewer)



„KRД„G CZARNOKSIД?Е»NIKA ma wszystko, czego potrzeba ksiД…Ејce, by odnieЕ›Д‡ natychmiastowy sukces: intrygi, kontrintrygi, tajemnicД™, walecznych rycerzy i rozwijajД…ce siД™ zwiД…zki, a wЕ›rГіd nich zЕ‚amane serca, oszustwa i zdrady. To Е›wietna rozrywka na wiele godzin, ktГіra przemГіwi do kaЕјdej grupy wiekowej. Wszyscy fani fantasy powinni znaleЕєД‡ dla niej miejsce w swojej biblioteczce.”

- Books and Movie Reviews, Roberto Mattos



“W pierwszej czД™Е›ci epickiej serii fantasy KrД…g CzarnoksiД™Ејnika (obecnie liczy czternaЕ›cie czД™Е›ci), odznaczajД…cej siД™ wartkД… akcjД…, autorka zapoznaje czytelnikГіw z czternastoletnim Thorgrinem „Thorem” McLeodem, ktГіry marzy o tym, by doЕ‚Д…czyД‡ do Srebrnej Gwardii, rycerskiej elity, ktГіra sЕ‚uЕјy krГіlowi… Styl Rice jest rГіwny, a poczД…tek serii intryguje.”

- Publishers Weekly


KsiД…Ејki autorstwa Morgan Rice



RZД„DY MIECZA

MARSZ PRZETRWANIA (CZД?ЕљД† 1)



O KORONIE I CHWALE

NIEWOLNICA, WOJOWNICZKA, KRГ“LOWA (CZД?ЕљД† 1)

ZЕЃOCZYЕѓCA, WIД?Е№NIARKA, KRГ“LEWNA (CZД?ЕљД† 2)

RYCERZ, DZIEDZIC, KSIД„Е»Д? (CZД?ЕљД† 3)



KRГ“LOWIE I CZARNOKSIД?Е»NICY

POWRГ“T SMOKГ“W (CZД?ЕљД† #1)

POWRГ“T WALECZNYCH (CZД?ЕљД† #2)

POTД?GA HONORU (CZД?ЕљД† #3)

KUЕ№NIA MД?STWA (CZД?ЕљД† #4)

KRГ“LESTWO CIENI (CZД?ЕљД† #5)

NOC ЕљMIAЕЃKГ“W (CZД?ЕљД† #6)



KRД?GU CZARNOKSIД?Е»NIKA

WYPRAWA BOHATERГ“W (CZД?ЕљД† 1)

MARSZ WЕЃADCГ“W (CZД?ЕљД† 2)

LOS SMOKГ“W (CZД?ЕљД† 3)

ZEW HONORU (CZД?ЕљД† 4)

BLASK CHWAЕЃY (CZД?ЕљД† 5)

SZARЕ»A WALECZNYCH (CZД?ЕљД† 6)

RYTUAЕЃ MIECZY (CZД?ЕљД† 7)

OFIARA BRONI (CZД?ЕљД† 8)

NIEBIE ZAKLД?Д† (CZД?ЕљД† 9)

MORZE TARCZ (CZД?ЕљД† 10)

Е»ELAZNE RZД„DY (CZД?ЕљД† 11)

KRAINA OGNIA (CZД?ЕљД† 12)

RZД„DY KRГ“LOWYCH (CZД?ЕљД† 13)

PRZYSIД?GA BRACI (CZД?ЕљД† 14)

SEN ЕљMIERTELNIKГ“W (CZД?ЕљД† 15)

POTYCZKI RECERZY (CZД?ЕљД† 16)



TRYLOGIA O PRZETRWANIU

ARENA JEDEN: ЕЃOWCY NIEWOLNIKГ“W (CZД?ЕљД† 1)

ARENA DWA (CZД?ЕљД† 2)



WAMPIRY, UPADЕЃA

PRZED ЕљWITEM (CZД?ЕљД† 1)



WAMPIRZE DZIENNIKI

PRZEMIENIONA (CZД?ЕљД† 1)

KOCHANY (CZД?ЕљД† 2)

ZDRADZONA (CZД?ЕљД† 3)

PRZEZNACZONA (CZД?ЕљД† 4)

POЕ»Д„DANA (CZД?ЕљД† 5

ZARД?CZONA (CZД?ЕљД† 6)

ZAЕљLUBIONA (CZД?ЕљД† 7)

ODNALEZIONA (CZД?ЕљД† 8)

WSKRZESZONA (CZД?ЕљД† 9)

UPRAGNIONA (CZД?ЕљД† 10)

NAZNACZONA (CZД?ЕљД† 11)

OPД?TANA (CZД?ЕљД† 12)


Pobierz powieЕ›ci Morgan Rice juЕј teraz z Play!




(https://play.google.com/store/books/author?id=Morgan+Rice)





(http://www.amazon.com/Quest-Heroes-Book-Sorcerers-Ring/dp/B00F9VJRXG/ref=la_B004KYW5SW_1_13_title_0_main?s=books&ie=UTF8&qid=1379619328&sr=1-13)

PosЕ‚uchaj serii KRД„G CZARNOKSIД?Е»NIKA w formie audiobooka!



DostД™pna jest na:

Amazon

Audible

iTunes


Chcesz darmowe ksiД…Ејki?



Dopisz się do listy mailingowej Morgan Rice, a otrzymasz bezpłatnie 4 książki, 3 mapy, 1 aplikację, 1 grę, 1 powieść graficzną i ekskluzywne upominki! Aby do niej dołączyć, odwiedź stronę:

www.morganricebooks.com (http://www.morganricebooks.com)



Copyright В© 2016 Morgan Rice

Wszelkie prawa zastrzeżone. Poza wyjątkami dopuszczonymi na mocy amerykańskiej ustawy o prawie autorskim z 1976 roku, żadna część tej publikacji nie może być powielana, rozpowszechniana, ani przekazywana w jakiejkolwiek formie lub w jakikolwiek sposób, ani przechowywana w bazie danych lub systemie wyszukiwania informacji bez wcześniejszej zgody autora.

Niniejszy e-book przeznaczony jest wyłącznie do użytku osobistego. Niniejszy e-book nie może być odsprzedany lub odstąpiony innej osobie. Jeśli chcesz podzielić się tą książką z inną osobą, należy zakupić dla niej dodatkowy egzemplarz. Jeśli czytasz tę książkę, choć jej nie zakupiłeś, lub nie została ona zakupiona dla ciebie, powinieneś ją zwrócić i kupić własną kopię. Dziękujemy za uszanowanie ciężkiej pracy autora.

Niniejsza ksiД…Ејka jest utworem literackim. Wszystkie nazwy, postacie, miejsca i zdarzenia sД… wytworem wyobraЕєni autora i sД… fikcyjne. Wszelkie podobieЕ„stwo do osГіb ЕјyjД…cych lub zmarЕ‚ych jest caЕ‚kowicie przypadkowe.

Jacket image Copyright Kiselev Andrey Valerevich, В© Shutterstock.com.


SPIS TREЕљCI

ROZDZIAЕЃ PIERWSZY (#uc34704e4-964e-5a07-9e19-08f347f2890f)

ROZDZIAЕЃ DRUGI (#u813be5cd-d7e3-545d-8d39-3827cb2305b3)

ROZDZIAЕЃ TRZECI (#u1ac64d76-12ed-5d33-949c-c8620ed97863)

ROZDZIAЕЃ CZWARTY (#u2f8f0562-7b8a-5e5a-a957-4f712fe0638b)

ROZDZIAЕЃ PIД„TY (#u278538d9-0f33-5660-8762-70e5c2077ca2)

ROZDZIAЕЃ SZГ“STY (#u0a2b133c-3a39-577e-ba5b-9bd8a8fcf402)

ROZDZIAЕЃ SIГ“DMY (#u031b170a-40c2-51b8-bba9-8a1533e22350)

ROZDZIAЕЃ Г“SMY (#u3ca71199-1c2e-5e90-8441-909a754586ef)

ROZDZIAЕЃ DZIEWIД„TY (#litres_trial_promo)

ROZDZIAЕЃ DZIESIД„TY (#litres_trial_promo)

ROZDZIAЕЃ JEDENASTY (#litres_trial_promo)

ROZDZIAЕЃ DWUNASTY (#litres_trial_promo)

ROZDZIAЕЃ TRZYNASTY (#litres_trial_promo)

ROZDZIAЕЃ CZTERNASTY (#litres_trial_promo)

ROZDZIAЕЃ PIД?TNASTY (#litres_trial_promo)

ROZDZIAЕЃ SZESNASTY (#litres_trial_promo)

ROZDZIAЕЃ SIEDEMNASTY (#litres_trial_promo)

ROZDZIAЕЃ OSIEMNASTY (#litres_trial_promo)

ROZDZIAЕЃ DZIEWIД?TNASTY (#litres_trial_promo)

ROZDZIAЕЃ DWUDZIESTY (#litres_trial_promo)

ROZDZIAЕЃ DWUDZIESTY PIERWSZY (#litres_trial_promo)

ROZDZIAЕЃ DWUDZIESTY DRUGI (#litres_trial_promo)

ROZDZIAЕЃ DWUDZIESTY TRZECI (#litres_trial_promo)

ROZDZIAЕЃ DWUDZIESTY CZWARTY (#litres_trial_promo)

ROZDZIAЕЃ DWUDZIESTY PIД„TY (#litres_trial_promo)

ROZDZIAЕЃ DWUDZIESTY SZГ“STY (#litres_trial_promo)

ROZDZIAЕЃ DWUDZIESTY SIГ“DMY (#litres_trial_promo)

ROZDZIAЕЃ DWUDZIESTY Г“SMY (#litres_trial_promo)

ROZDZIAЕЃ DWUDZIESTY DZIEWIД„TY (#litres_trial_promo)

ROZDZIAЕЃ TRZYDZIESTY (#litres_trial_promo)

ROZDZIAЕЃ TRZYDZIESTY PIERWSZY (#litres_trial_promo)

ROZDZIAЕЃ TRZYDZIESTY DRUGI (#litres_trial_promo)

ROZDZIAЕЃ TRZYDZIESTY TRZECI (#litres_trial_promo)

ROZDZIAЕЃ TRZYDZIESTY CZWARTY (#litres_trial_promo)

ROZDZIAЕЃ TRZYDZIESTY PIД„TY (#litres_trial_promo)

ROZDZIAЕЃ TRZYDZIESTY SZГ“STY (#litres_trial_promo)

ROZDZIAЕЃ TRZYDZIESTY SIГ“DMY (#litres_trial_promo)


Dla Angeli Morrison: Niech BГіg ma w opiece jej piД™knД… duszД™.

Dla Kendry Lipscomb-Poole: Twoja matka nie mogłaby sobie wymarzyć lepszej córki.

Dwie prawdziwe bohaterki, teraz tak bliskie sobie jak nigdy.

To wyrГіЕјnienie dla tej powieЕ›ci, Ејe jest Wam dedykowana.




ROZDZIAЕЃ PIERWSZY


- Ceres! Ceres! Ceres!

Ceres sЕ‚yszaЕ‚a skandowanie ciЕјby tak wyraЕєnie, jak Е‚omotanie wЕ‚asnego serca. UniosЕ‚a w odpowiedzi miecz, zaciskajД…c mocniej dЕ‚oЕ„ na jego rД™kojeЕ›ci i przesuwajД…c palcami po skГіrze. Nie miaЕ‚o dla niej znaczenia to, Ејe poznali jej imiД™ najpewniej ledwie kilka chwil wczeЕ›niej. WystarczyЕ‚o jej, Ејe je znali i Ејe rozbrzmiewaЕ‚o ono w niej, Ејe czuЕ‚a je niemal jak coЕ› fizycznego.

Po przeciwnej stronie Stade jej przeciwnik – krzepki mistrz boju – chodził w tę i we w tę. Spojrzawszy na niego, Ceres przełknęła nerwowo ślinę. Czuła, że wzbiera w niej trwoga, choć usiłowała ją zdusić. Wiedziała, że to może być ostatnia walka w jej życiu.

Mistrz boju krążył niczym lew zamknięty w klatce, kreśląc mieczem łuki w powietrzu, jak gdyby pragnął pochwalić się swymi wielkimi muskułami. W swym napierśniku i hełmie z zasłoną zdawał się być wykuty z kamienia. Ceres trudno było uwierzyć, że jest zbudowany z krwi i kości.

Dziewczyna zamknД™Е‚a oczy i zebraЕ‚a siЕ‚y.

Podołasz temu, rzekła sobie. Może nie zwyciężysz, ale musisz dzielnie stawić mu czoła. Jeśli masz zginąć, musisz zginąć z honorem.

NagЕ‚y ryk trД…bki zagrzmiaЕ‚ Ceres w uszach, wzbijajД…c siД™ nawet ponad krzyki ciЕјby. RozszedЕ‚ siД™ po arenie i jej przeciwnik nagle zaszarЕјowaЕ‚.

Ceres nie spodziewała się, że tak wielki mężczyzna może być tak szybki i znalazł się przy niej, nim zdążyła zareagować. Zdołała jedynie uchylić się, wzniecając tuman kurzu i usuwając się wojownikowi z drogi.

Mistrz boju zamachnął się trzymaną w obu rękach bronią i uchylając się, Ceres poczuła świst powietrza. Mężczyzna siekł niczym rzeźnik tasakiem i gdy Ceres obróciła się i zatrzymała cios, od uderzenia metalu o metal zadrżały jej ręce. Nie sądziła, że jakikolwiek wojownik może być tak silny.

Krążąc wokół niego zaczęła się cofać, a jej przeciwnik ruszył za nią z ponurą pewnością.

Ceres słyszała swe imię pośród radosnych krzyków i gwizdów ciżby. Zmusiła się, by się skupić; nie spuszczała oczu ze swego przeciwnika i próbowała sięgnąć pamięcią do swego szkolenia, usiłując przewidzieć, co może się teraz zdarzyć. Próbowała ciąć, po czym obróciła nadgarstek, by skręcić miecz i parować cios.

Mistrz boju jednak tylko prychnД…Е‚, gdy miecz Ceres wyszczerbiЕ‚ zbrojД™ na jego przedramieniu.

UЕ›miechnД…Е‚ siД™, jak gdyby sprawiЕ‚o mu to przyjemnoЕ›Д‡.

- Zapłacisz za to – ostrzegł ją. Mówił z silnym akcentem, pochodzącym z jednego z odległych krańców Imperium.

I znów zaatakował, zmuszając ją, by parowała ciosy i uchylała się, i Ceres wiedziała, że nie może ryzykować bezpośredniego starcia. Nie z kimś tak silnym.

Dziewczyna poczuła, że ziemia pod jej prawą stopą ustępuje i w miejscu, gdzie powinna poczuć twarde podłoże nie wyczuła nic. Zerknęła pod nogi i ujrzała piach osypujący się w dół. Przez chwilę jej stopa zawisła w powietrzu i Ceres pchnęła mieczem na ślepo, z trudem próbując utrzymać równowagę.

Mistrz boju parował cios niemal z pogardą. Przez sekundę Ceres była pewna, że zginie, gdyż nie było sposobu, by mogła zatrzymać cios, którym mężczyzna odpowie. Poczuła uderzenie miecza, który zetknął się ze zgrzytem z jej orężem. Spowolniła go jednak tylko i cios spadł na jej zbroję. Napierśnik Ceres wygiął się, wbijając w jej ciało z ogromną siłą, a w miejscu, gdzie się kończył, poczuła silne ukłucie bólu, gdy ostrze przecięło skórę wzdłuż obojczyka.

Zatoczyła się w tył i ujrzała, że na terenie całej areny rozwierają się kolejne doły, niczym paszcze wygłodniałych bestii. Wtem zrozpaczonej dziewczynie przyszło coś na myśl: może mogłaby je wykorzystać.

Ceres obeszЕ‚a brzeg doЕ‚u z nadziejД…, Ејe spowolni atak mД™Ејczyzny.

- Ceres! – zakrzyknął Paulo.

Odwróciła się, a orężnik rzucił jej krótką włócznię. Jej trzon wpadł w jej śliską dłoń, drewno było chropowate. Włócznia była krótsza niż taka, której użyto by w prawdziwej bitwie, lecz wystarczająco długa, by posłać zakończoną grotem w kształcie liścia broń ponad dołami.

- Będę cię ciął kawałek po kawałku – mruknął mistrz boju, posuwając się wzdłuż skraju dołu.

Przy tak silnym przeciwniku, pomyślała Ceres, najlepszym rozwiązaniem było go zmęczyć. Jak długo ktoś tak krzepki mógł walczyć? Ceres już czuła, że palą ją mięśnie, a po twarzy spływa pot. Jak długo jeszcze będzie mógł walczyć mistrz boju, naprzeciw którego stała?

Nie sposób było tego przewidzieć, lecz taka taktyka była jej jedyną nadzieją. Uchylała się więc i cięła, najlepiej jak mogła wykorzystując długość włóczni. Zdołała przebić się przez obronę potężnego wojownika, lecz grot jedynie odbijał się od jego zbroi.

Mistrz boju kopnął, podrywając chmurę piachu w oczy Ceres, lecz dziewczyna zdążyła się odwrócić. Zamachnęła się i przesunęła włócznią nisko, ku jego odsłoniętym nogom. Mężczyzna przeskoczył nad nią, lecz Ceres zdołała zadać mu ranę w przedramię, gdy cofała włócznię.

Zadawała teraz ciosy w górę i dół, mierząc w kończyny przeciwnika. Rosły mężczyzna parował i blokował, badając jej wytrzymałość, lecz Ceres nie zatrzymywała się ani na chwilę. Dźgała ku jego twarzy z nadzieją, że zdoła go choćby rozkojarzyć.

Mistrz boju chwycił jej włócznię. Złapał ją za grotem i pociągnął w przód, usuwając się na bok. Ceres musiała wypuścić ją z rąk, nie chcąc ryzykować, że mężczyzna pociągnie ją na swój miecz. Jej przeciwnik strzaskał włócznię na kolanie z taką łatwością, z jaką przyszłoby mu złamanie gałązki.

CiЕјba zawyЕ‚a z uciechy.

Ceres poczuЕ‚a, Ејe plecy zrosiЕ‚ jej pot. Na chwilД™ przed oczyma wyobraЕєni stanД…Е‚ jej obraz mД™Ејczyzny, ktГіry z rГіwnД… lekkoЕ›ciД… gruchocze jej koЕ›ci. PrzeЕ‚knД™Е‚a na tД™ myЕ›l i znГіw uniosЕ‚a miecz.

Posypały się na nią kolejne ciosy i Ceres zacisnęła na rękojeści obie ręce, gdyż tylko w ten sposób mogła je choć trochę spowolnić. Pomimo tego były one dla niej niezwykle trudne do obrony i przy każdym z nich czuła się jak dzwon uderzany przez młot. Każdy z nich wprawiał jej ręce w drżenie.

Ceres już czuła, że się męczy. Każdy jej oddech był urywany, jak gdyby siłą wciągała powietrze w płuca. Nie było teraz mowy o tym, by mogła kontratakować albo uczynić cokolwiek innego, niż cofnąć się z nadzieją, że jakimś sposobem zdoła przetrwać.

I wtedy staЕ‚o siД™. Ceres poczuЕ‚a, jak z wolna wzbiera w niej moc. NadeszЕ‚a wraz z ciepЕ‚em, niby pierwsze ЕјarzД…ce siД™ drwa w ognisku. SpoczД™Е‚a w jej brzuchu i czekaЕ‚a, a Ceres siД™gnД™Е‚a do niej.

Energia przepłynęła przez jej ciało. Wszystko dokoła spowolniło i zaczęło poruszać się ospale jak mucha w smole, i Ceres nagle poczuła, że ma mnóstwo czasu, by parować kolejny atak.

Miała też mnóstwo siły. Z łatwością zablokowała cios, po czym zatoczyła mieczem i –tak szybko, że wszystko wkoło zawirowało – cięła mistrza boju w ramię.

- Ceres! Ceres! – ryknęła ciżba.

Ciżba nie przestawała krzyczeć jej imienia i Ceres spostrzegła rosnącą wściekłość mistrza boju. Rozumiała jego gniew. Powinni byli skandować jego imię, ogłaszać jego zwycięstwo i radować się jej śmiercią.

MД™Ејczyzna ryknД…Е‚ i rzuciЕ‚ siД™ w przГіd. Ceres zwlekaЕ‚a tak dЕ‚ugo, jak dЕ‚ugo starczyЕ‚o jej odwagi, nie poruszajД…c siД™ aЕј przeciwnik byЕ‚ juЕј niemal przy niej.

Wtedy raptownie siД™ pochyliЕ‚a. PoczuЕ‚a szmer tnД…cego nad jej gЕ‚owД… ostrza i szorstki piasek, gdy dotknД™Е‚a kolanami ziemi. RzuciЕ‚a siД™ w przГіd, zataczajД…c Е‚uk mieczem, ktГіry ugodziЕ‚ biegnД…cego mistrza boju w nogi.

MД™Ејczyzna zatoczyЕ‚ siД™ w przГіd, a miecz wypadЕ‚ mu z dЕ‚oni.

CiЕјba ryknД™Е‚a z uciechy.

Ceres stanęła nad nim, patrząc, jak jej miecz pokiereszował nogi wojownika. Przez chwilę zastanawiała się, czy mężczyzna zdoła choćby wstać, lecz ten osunął się na powrót na ziemię i odwrócił na plecy, unosząc dłoń i błagając o litość. Ceres zawahała się i rozejrzała, wypatrując możnowładców, którzy zdecydują, czy leżący przed nią mężczyzna zginie, czy przeżyje. Bez względu na to, co orzekną, postanowiła Ceres, nie uśmierci bezbronnego wojownika.

RozlegЕ‚ siД™ kolejny nagЕ‚y dЕєwiД™k trД…bki.

Żelazne bramy z boku areny otwarły się i rozległ się ryk, którego sam ton sprawił, że po plecach Ceres przebiegł dreszcz. W tej chwili poczuła się jak zwierzyna, którą zamierzano upolować, która musi uciekać. Ośmieliła się zerknąć w górę, ku trybunie możnowładców, wiedząc, że musieli uczynić to z rozmysłem. Walka się zakończyła. Ceres zwyciężyłaby. To nie było jednak po ich myśli. Zamierzali ją zabić – spostrzegła się – w ten czy inny sposób. Nie pozwolą, by wyszła ze Stade żywa.

Na arenę ciężko stąpając wsyzedł większy od człowieka, porośnięty gęstym futrem stwór. Z niby niedźwiedziej mordy wystawały mu kły, a na grzbiecie sterczały kolczaste wypustki. Jego łapy zakończone były szponiskami długości sztyletów. Ceres nie wiedziała, co to za zwierz, lecz nie musiała wiedzieć, jak go nazywają, by wiedzieć, że może ją ukatrupić.

PrzypominajД…cy niedЕєwiedzia stwГіr opadЕ‚ na cztery Е‚apy i ruszyЕ‚ naprzГіd, a Ceres uniosЕ‚a miecz.

DopadЕ‚ wpierw leЕјД…cego mistrza boju i Ceres odwrГіciЕ‚aby wzrok, gdyby starczyЕ‚o jej na to odwagi. MД™Ејczyzna krzyknД…Е‚, gdy stwГіr skoczyЕ‚ na niego, lecz nie zdД…ЕјyЕ‚ odsunД…Д‡ siД™ w czas. Ogromne Е‚apy opadЕ‚y z Е‚oskotem w dГіЕ‚ i Ceres usЕ‚yszaЕ‚a trzask ustД™pujД…cego napierЕ›nika. Bestia ryczД…c rozszarpywaЕ‚a jej przeciwnika.

Gdy podniosЕ‚a Е‚eb, jej kЕ‚y byЕ‚y mokre od krwi. SpojrzaЕ‚a na Ceres, obnaЕјyЕ‚a zД™biska i ruszyЕ‚a naprzГіd.

Dziewczyna ledwie zdoЕ‚aЕ‚a odsunД…Д‡ siД™ na czas, tnД…c mieczem w stronД™ biegnД…cej bestii. StwГіr zawyЕ‚ z bГіlu.

SiЕ‚a rozpД™du jednakЕјe porwaЕ‚a jej broЕ„ z rД…k, aЕј miaЕ‚a wraЕјenie, Ејe wyrwie jej rД™kД™, jeЕ›li jej nie wypuЕ›ci. PatrzyЕ‚a z przeraЕјeniem, jak miecz Е›lizga siД™ po piasku i wpada do jednego z doЕ‚Гіw.

Bestia zbliЕјaЕ‚a siД™ i Ceres rzuciЕ‚a rozpaczliwe spojrzenie na miejsce, w ktГіrym na piasku leЕјaЕ‚y dwie czД™Е›ci wЕ‚Гіczni. RzuciЕ‚a siД™ ku nim, chwyciЕ‚a jednД… z nich i przetoczyЕ‚a siД™ po ziemi.

Gdy podniosła się na jedno kolano, bestia już szarżowała. Nie może uciekać, rzekła sobie. To była jej jedyna szansa.

Bestia uderzyЕ‚a w niД… z impetem i jej ciД™Ејar i prД™dkoЕ›Д‡ poderwaЕ‚y Ceres z ziemi. Nie byЕ‚o czasu na rozmyЕ›lanie, nie byЕ‚o czasu na lД™k. PchnД™Е‚a odЕ‚amanД… czД™Е›ciД… wЕ‚Гіczni, uderzajД…c raz po raz, gdy Е‚apy przypominajД…cej niedЕєwiedzia bestii zaciskaЕ‚y siД™ na niej.

Jej siła była ogromna, zbyt wielka, by Ceres mogła się z nią równać. Ceres miała wrażenie, że żebra jej pękną. Jej napierśnik trzeszczał pod naporem bestii. Czuła jej szpony przecinające skórę na jej plecach i nogach i rozlewający się po ciele ból.

SkГіra stwora byЕ‚a zbyt gruba. Ceres uderzaЕ‚a raz za razem, lecz czuЕ‚a, Ејe grot wЕ‚Гіczni jedynie nakЕ‚uwa jego ciaЕ‚o, podczas gdy ten rozszarpywaЕ‚ jД…, jego szpony rozrywaЕ‚y kaЕјdy kawaЕ‚ek odsЕ‚oniД™tej skГіry.

Ceres zamknД™Е‚a oczy. Zebrawszy wszystkie siЕ‚y, siД™gnД™Е‚a do kryjД…cej siД™ w niej mocy, nie wiedzД…c nawet, czy jej siД™ powiedzie.

Poczuła, jak nagle wypełnia ją kula energii. Całą tę siłę przeniosła w swą włócznię i pchnęła broń w miejsce, gdzie – jak miała nadzieję – znajdowało się serce stwora.

Bestia wrzasnД™Е‚a i odsunД™Е‚a siД™.

CiЕјba zawyЕ‚a.

ObolaЕ‚a po ranach zadanych przez bestiД™ Ceres wydostaЕ‚a siД™ spod jej cielska i niepewnie wstaЕ‚a. SpojrzaЕ‚a na stwora, ktГіry z zatopionД… w piersi wЕ‚ГіczniД… przetaczaЕ‚ siД™ po ziemi i rzД™ziЕ‚, wydajД…c odgЕ‚osy, ktГіre zdawaЕ‚y siД™ zdecydowanie zbyt nikЕ‚e jak na tak ogromne stworzenie.

Wtem zesztywniaЕ‚ i zdechЕ‚.

- Ceres! Ceres! Ceres!

Stade ponownie wypeЕ‚niЕ‚o siД™ radosnymi okrzykami. Gdziekolwiek Ceres siД™ obrГіciЕ‚a, ludzie wykrzykiwali jej imiД™. MoЕјnowЕ‚adcy wespГіЕ‚ z prostym ludem przyЕ‚Д…czali siД™ do skandowania, zapominajД…c siД™ w tej jednej chwili jej zwyciД™stwa.

- Ceres! Ceres! Ceres!

Spostrzegła, że zaczęła się tym napawać. Nie sposób było nie dać się porwać uczuciu uwielbienia. Całe jej ciało zdawało się pulsować w rytmie rozlegających się dokoła krzyków i Ceres rozłożyła ręce, jak gdyby pragnęła zagarnąć je wszystkie. Obróciła się powoli dookoła, przypatrując się twarzom tych, którzy dzień wcześniej nawet o niej nie słyszeli, a którzy teraz odnosili się do niej tak, jak gdyby była najznaczniejszą osobą na świecie.

Ceres tak bardzo pochЕ‚onД™Е‚a ta chwila, Ејe niemal nie czuЕ‚a juЕј bГіlu zadanych ran. Teraz rozbolaЕ‚o jД… ramiД™, wiД™c przyЕ‚oЕјyЕ‚a do niego dЕ‚oЕ„. ByЕ‚a mokra. Krew w promieniach sЕ‚oЕ„ca miaЕ‚a barwД™ Ејywej czerwieni.

Ceres wpatrywaЕ‚a siД™ w tД™ plamД™ przez kilka sekund. CiЕјba nadal skandowaЕ‚a jej imiД™, lecz naraz znacznie gЕ‚oЕ›niej sЕ‚yszaЕ‚a Е‚omotanie swego serca. PodniosЕ‚a wzrok na ciЕјbД™ i minД™Е‚a chwila, nim zorientowaЕ‚a siД™, Ејe klД™czy. Nie pamiД™taЕ‚a, by osuwaЕ‚a siД™ na kolana.

KД…tem oka Ceres dojrzaЕ‚a Paulo spieszД…cego w jej stronД™, lecz zdaЕ‚ jej siД™ zbyt odlegЕ‚y, jak gdyby nie miaЕ‚o to z niД… Ејadnego zwiД…zku. Krew Е›ciekaЕ‚a z jej palcГіw na piasek, znaczД…c go czerwieniД…. Ceres nigdy nie krД™ciЕ‚o siД™ w gЕ‚owie tak silnie, jak w tej chwili.

SpostrzegЕ‚a siД™ jeszcze tylko, iЕј upada twarzД… na ziemiД™ areny, czujД…c, Ејe juЕј nigdy siД™ nie poruszy.




ROZDZIAЕЃ DRUGI


Thanos powoli otworzyЕ‚ oczy, z zaskoczeniem czujД…c fale omywajД…ce przeguby jego dЕ‚oni i kostki. Pod sobД… czuЕ‚ twardy biaЕ‚y piasek plaЕјy Haylonu. SЕ‚ona mgieЕ‚ka wodna od czasu do czasu wciskaЕ‚a mu siД™ do ust, utrudniajД…c oddychanie.

Rozejrzał się na boki, nie będąc w stanie zrobić nic więcej. Nawet to uczynił z trudem, gdyż na przemian tracił przytomność i ją odzyskiwał. Zdawało mu się, że w oddali dostrzega płomienie i słyszy odgłosy walki. Dobiegły go krzyki i szczęk stali uderzającej o stal.

Wyspa, przypomniaЕ‚ sobie. Haylon. Ich atak siД™ rozpoczД…Е‚.

Dlaczego wiД™c leЕјaЕ‚ na piasku?

MinД™Е‚a chwila, nim bГіl w ramieniu daЕ‚ mu odpowiedЕє na to pytanie. PrzypomniaЕ‚ sobie, co siД™ staЕ‚o i wzdrygnД…Е‚ siД™ na samo wspomnienie. PamiД™taЕ‚ chwilД™, w ktГіrej ostrze zatopiЕ‚o siД™ w nim, przebiЕ‚o jego plecy od tyЕ‚u. PamiД™taЕ‚ szok, ktГіry poczuЕ‚, gdy Tajfun go zdradziЕ‚.

Ciałem Thanosa zawładnął ból, promieniując jak rozwijający się pąk kwiatu od rany na jego plecach. Bolało go przy każdym oddechu. Próbował unieść głowę – lecz osunął się jedynie bez przytomności.

Gdy ocknął się kolejny raz, leżał znów twarzą w piasku i spostrzegł upływ czasu jedynie po tym, że rozpoczął się przypływ i woda omywała jego pas, a nie tylko kostki. Zdołał wreszcie unieść głowę na tyle wysoko, by dostrzec inne ciała na plaży. Trupy zdawały się okrywać powierzchnię ziemi, rozciągając się na białym piasku daleko jak mógł sięgnąć okiem. Ujrzał mężczyzn w zbrojach Imperium, leżących w miejscach, w których polegli, pośród obrońców, którzy oddali życie za swój dom.

Odór śmierci wypełnił jego nozdrza i Thanos ledwie powstrzymał się przed tym, by nie zwymiotować. Nikt nie rozdzielił jeszcze poległych na przyjaciół i wrogów. Takimi drobnostkami zajmą się, gdy bitwa się zakończy. Być może Imperium pozostawi ich przypływowi; obejrzawszy się za siebie Thanos spostrzegł krew w wodzie i wynurzające się spośród fal płetwy. Nie były to jeszcze wielkie rekiny, raczej padlinożercy niż drapieżcy – ale czy musiały być wielkie, by pożreć go, gdy nadejdzie przypływ?

Thanos poczuЕ‚, Ејe ogarnia go panika. SprГіbowaЕ‚ przesunД…Д‡ siД™ po plaЕјy, przyciД…gajД…c siД™ rД™koma, jakby czoЕ‚gajД…c siД™ po piasku. WykrzyknД…Е‚ z bГіlu, podciД…gajД…c siД™ przed siebie moЕјe o jakieЕ› pГіЕ‚ dЕ‚ugoЕ›ci swego ciaЕ‚a.

ZnГіw pociemniaЕ‚o mu przed oczyma.

Gdy odzyskał przytomność, leżał na boku i patrzył na postaci, które się nad nim pochylały. Były wystarczająco blisko, by mógł ich dotknąć, gdyby miał na to siłę. Nie wyglądali na żołnierzy Imperium – nie wyglądali wcale na żołnierzy – a Thanos spędził wystarczająco dużo czasu pośród wojowników, by poznać różnicę. Ci tutaj, młodszy mężczyzna i starszy, wyglądali bardziej na rolników, prostych ludzi, którzy pewnie uciekli z własnych chat, by uniknąć rzezi. To nie oznaczało jednak, że byli mniej niebezpieczni. Obaj trzymali w dłoniach noże i Thanos zaczął się zastanawiać, czy też zbierają to, co pozostało, jak rekiny. Wiedział, że po bitwach zawsze znajdą się tacy, którzy będą chcieli obrabować zmarłych.

- Ten jeszcze oddycha – odezwał się jeden z mężczyzn.

- WidzД™. PoderЕјnij mu gardЕ‚o i po sprawie.

Thanos naprężył mięśnie, jego ciało szykowało się do walki, choć tak naprawdę nie byłby w stanie się poruszyć.

- Spójrzże na niego – upierał się młodszy. – Ktoś dźgnął go w plecy.

Thanos spostrzegł, że starszy mężczyzna nieznacznie zmarszczył brwi. Stanął za Thanosem, tak, że ten go nie widział. Młodzieniec zdołał powstrzymać się od krzyku, gdy mężczyzna dotknął miejsca, w którym krew wciąż wypływała z rany. Był księciem Imperium. Nie zamierzał okazać słabości.

- Chyba masz racjД™. PomГіЕј mi przenieЕ›Д‡ go tam, gdzie nie poЕјrД… go rekiny. PokaЕјemy go reszcie.

Thanos ujrzał, jak młodszy mężczyzna kiwa głową. We dwóch zdołali go podnieść, wraz ze zbroją i całą resztą. Tym razem Thanos wykrzyknął, nie potrafiąc zapanować nad bólem, gdy nieśli go przez plażę.

Rzucili go jak kłodę wyrzuconą przez morze na brzeg, poza linią porzuconych przez wodę wodorostów, i pozostawili na suchym piasku. Odeszli spiesznie, lecz Thanos był zbyt pogrążony w bólu, by patrzeć, jak odchodzą.

Nie mógł odmierzyć upływu czasu. W oddali wciąż słyszał bitewny zgiełk, krzyki pełne okrucieństwa i złości, okrzyki bojowe i sygnały alarmowe. Bój mógł jednakże toczyć się kilka minut lub wiele godzin. Mógł zakończyć się po pierwszej szarży albo trwać tak długo, aż każda ze stron będzie się już zataczać z braku sił. Thanos nie wiedział, jak było w tym przypadku.

Wreszcie podeszło do niego kilku mężczyzn. Ci wyglądali na żołnierzy. Thanos dostrzegł w nich hardość, którą zyskuje się po stoczeniu walki o swe życie. Łatwo było poznać, który z nich jest przywódcą. Wysoki, ciemnowłosy mężczyzna idący na przedzie nie miał na sobie bogato zdobionej zbroi, jaką mógłby nosić imperialny generał, lecz pozostali zbliżając się do Thanosa wyraźnie oczekiwali na jego rozkazy.

Przybysz przekroczył już pewnie trzydziesty rok życia. Jego broda była równie ciemna, jak włosy, a sylwetka – choć smukła – kryła w sobie siłę. Po obu bokach do pasa przytroczone miał dwa krótkie miecze i Thanos przypuszczał, że nie znajdują się tam wyłącznie na pokaz, zważywszy na to, że jego dłonie odruchowo krążyły nad ich rękojeściami. Spostrzegł, że mężczyzna w milczeniu obserwuje bacznie każdy zakątek plaży, wypatrując zasadzki, wybiegając myślami naprzód. Spojrzał Thanosowi w oczy i na jego ustach pojawił się uśmiech, za którym kryła się osobliwa żartobliwość, jak gdyby mężczyzna ujrzał coś, czego nikt inny na całym świecie nie widział.

- To po toście mnie tu sprowadzili? – zapytał dwóch mężczyzn, którzy znaleźli Thanosa, a którzy teraz wyszli naprzód. – Żebym zobaczył konającego imperialnego żołnierza w zbroi zbyt wypolerowanej, by mogło mu to wyjść na dobre?

- Ale to arystokrata – odezwał się starszy z mężczyzn. – Widać po zbroi.

- I został dźgnięty w plecy – dodał młodszy. – Chyba przez swoich.

- Nie jest zatem wystarczająco dobry nawet dla szumowin, które usiłują przejąć naszą wyspę? – odrzekł przywódca.

Thanos patrzył, jak mężczyzna przysuwa się i klęka obok niego. Być może zamierzał doprowadzić do końca to, co zaczął Tajfun. Żaden żołnierz Haylonu nie okaże serca tym po przeciwnej stronie konfliktu.

- Cóż takiego uczyniłeś, że twoi ludzie próbowali cię ukatrupić? – zapytał przybysz tak cicho, że usłyszał go jedynie Thanos.

MЕ‚odzieniec zdoЕ‚aЕ‚ potrzД…snД…Д‡ gЕ‚owД….

- Nie wiem – wypowiedział te słowa niepewnym, łamiącym się głosem. Nawet gdyby nie był ranny, długi czas przeleżał na piasku. – ale nie chciałem tego. Nie chciałem tu walczyć.

Te słowa wywołały kolejny z dziwnych uśmiechów, jakby – jak zdawało się Thanosowi – mężczyzna śmiał się ze świata, choć nie było z czego się śmiać.

- A mimo tego jesteś tutaj – rzekł przybysz. – Nie chciałeś brać udziału w najeździe, ale jesteś na naszej plaży zamiast żyć bezpiecznie w swej ojczyźnie. Nie chciałeś wykazywać się okrucieństwem, ale imperialna armia w tej właśnie chwili puszcza z dymem nasze chaty. Czy wiesz, co się dzieje za tą plażą?

Thanos pokrД™ciЕ‚ gЕ‚owД…. Nawet to sprawiЕ‚o mu bГіl.

- Przegrywamy – mówił dalej mężczyzna. – Owszem, walczymy wystarczająco zaciekle, lecz to nie ma znaczenia. Nie kiedy przeciwnik jest tak liczny. Bitwa wciąż trwa, ale jedynie dlatego, że połowa naszych jest zbyt uparta, by uznać prawdę. Nie możemy trwonić czasu na takie błahostki.

Thanos patrzyЕ‚, jak przybysz dobywa jednego ze swych mieczy. WyglД…daЕ‚ na niezwykle ostry. Tak ostry, Ејe pewnie nawet nic nie poczuje, gdy mД™Ејczyzna zatopi go w jego sercu. Miast tego wskazaЕ‚ nim dwГіch mД™Ејczyzn.

- Ty i ty – powiedział do nich. – zabierzcie naszego nowego druha. Być może okaże się coś wart dla naszego wroga – uśmiechnął się szczerząc zęby. – a jeśli nie, sam go ukatrupię.

Thanos poczuЕ‚ tylko, jak silne rД™ce chwytajД… go pod ramiona, podnoszД… i odciД…gajД…, i znГіw caЕ‚y Е›wiat okryЕ‚ siД™ mrokiem.




ROZDZIAЕЃ TRZECI


Zmierzając drogą prowadzącą do domu – do Delos – Berin odczuwał dojmującą tęsknotę. Przed siebie pchało go tylko jedno: myśl o rodzinie – myśl o Ceres. Myśl o powrocie do córki nie pozwalała mu się zatrzymać, choć szedł już wiele dni i nie było łatwo – ziemia pod jego stopami była pożłobiona koleinami i usypana kamieniami. Stare kości dawały mu się we znaki i kolano już rozbolało go od drogi, zwiększając ból nękający go przez życie spędzone na wykuwaniu i przetapianiu metalu.

ByЕ‚o jednak warto, jeЕ›li dziД™ki temu ujrzy znГіw dom. SwojД… rodzinД™. Przez caЕ‚y czas, gdy byЕ‚ daleko od nich, Berin pragnД…Е‚ jedynie tego. WidziaЕ‚ ich oczyma duszy. Marita gotuje na tyЕ‚ach skromnej drewnianej chaty i zapach strawy unosi siД™ przez drzwi na zewnД…trz. Sartes dokazuje gdzieЕ› z tyЕ‚u obejЕ›cia, a Nesos najpewniej go pilnuje, nawet jeЕ›li udaje, Ејe tak nie jest.

I Ceres. Berin darzył miłością wszystkie swe dzieci, lecz z Ceres zawsze łączyła go najsilniejsza więź. Jako jedyna pomagała mu w kuźni, najbardziej się w niego wdała i było najbardziej prawdopodobne, że pójdzie w jego ślady. Pozostawienie Marity i synów było dla niego bolesnym obowiązkiem, koniecznym, by zapewnić byt rodzinie. Pozostawiając Ceres czuł, jak gdyby porzucił część siebie.

Teraz nadszedł czas, by ją odzyskać.

Berin żałował jedynie, że nie niesie lepszych wieści. Szedł kamienistą drogą prowadzącą do chaty i zmarszczył brwi; zima jeszcze nie nadeszła, ale zjawi się już niebawem. Berin miał wyruszyć, by znaleźć zatrudnienie. Lordowie zawsze potrzebowali mieczników, by wykuwali oręż dla strażników, na wojny, na Jatki. Okazało się jednak, że nie potrzebowali jego. Mieli od tego swych własnych ludzi. Młodszych, silniejszych. Nawet ten król, który zdawał się być zainteresowany jego usługami, okazał się szukać Berina takiego, jakim był przed dziesięciu laty.

Ubodło go to, lecz powinien był się domyślić, że nie będą potrzebowali mężczyzny, którego broda poprzetykana jest już gęsto srebrnymi nitkami.

Ubodłoby go to bardziej, gdyby nie równało się temu, że może powrócić do domu. Dom był tym, co dla niego najważniejsze, nawet jeśli były to tylko cztery ściany z nieheblowanego drewna kryte darnią. Dom tworzyli czekający na niego ludzie i na myśl o nich Berin przyspieszył kroku.

Jednakże gdy wspiął się na pagórek i dojrzał w oddali swą chatę, wiedział, że coś jest nie w porządku. Ścisnęło go w dołku. Berin wiedział, jak wygląda jego dom. Choć ziemie wokoło były nieurodzajne, przy jego gospodarstwie tętniło życie. Zawsze panował tam hałas – czy to radosna wrzawa, czy krzyki. A o tej porze roku co najmniej kilka upraw powinno rosnąć na poletku wokół chaty – warzywa i nieduże krzewy owocowe, wytrzymałe rośliny, które zawsze rodziły przynajmniej tyle, by ich wykarmić.

JednakЕјe nie to ujrzaЕ‚ przed sobД….

Berin puścił się biegiem tak szybkim, na jaki tylko potrafił się zdobyć po tak długiej wędrówce. Nękało go przeczucie, że cos jest nie w porządku, i miał wrażenie, jakby jedno z jego imadeł zaciskało się mu na sercu.

Dobiegł do chaty i silnym szarpnięciem otworzył drzwi. Być może, pomyślał, okaże się, że wszystko jest dobrze. Być może spostrzegli go w oddali i chcieli, by jego przybycie było niespodziewane.

W Е›rodku byЕ‚o ciemno, a okna zalepione byЕ‚y od brudu. WyczuЕ‚, Ејe ktoЕ› tu jest.

Marita staЕ‚a w najwiД™kszej izbie, mieszajД…c w garncu. Znad strawy unosiЕ‚ siД™ zapach, ktГіry zdaЕ‚ siД™ Berinowi zbyt kwaЕ›ny. Kobieta odwrГіciЕ‚a siД™ w jego stronД™, gdy wparowaЕ‚ do Е›rodka i wtedy Berin wiedziaЕ‚ juЕј, Ејe miaЕ‚ racjД™. CoЕ› byЕ‚o nie tak. Bardzo nie tak.

- Marito? – odezwał się.

- Mężu – nawet obojętny ton jej głosu powiedział mu, że nic nie jest tak, jak powinno. Za każdym razem, gdy Berin dokądś wyjeżdżał, Marita zarzucała mu ramiona na szyję w chwili, gdy przekraczał próg chaty. Zawsze była pełna życia. A teraz zdawała się… pusta.

- Co tu się dzieje? – zapytał Berin.

- Nie wiem, o czym mówisz – i znów w jej głosie kryło się mniej uczucia, niż powinno, jak gdyby coś w jego żonie pękło i uszła z niej cała radość.

- Dlaczego wszystko jest takie… takie nieruchome? – zapytał Berin. – Gdzie są nasze dzieci?

- Nie ma ich teraz w chacie – odrzekła Marita. Obróciła się znów do garnca, jak gdyby wszystko było w jak najlepszym porządku.

- A gdzie są? – Berin nie zamierzał zadowolić się tą odpowiedzią. Mógł uwierzyć, że chłopcy pobiegli nad pobliski strumyk lub za sprawunkami, lecz jedno z jego dzieci z pewnością ujrzałoby, że wraca do domu i przybiegłoby go powitać. – Gdzie jest Ceres?

- Ach tak – powiedziała Marita i Berin usłyszał w jej głosie gorycz. – Rzecz jasna, że pytasz o nią. Nie o to, jak ja się czuję. Nie o swoich synów. O nią.

Berin nigdy wczeЕ›niej nie sЕ‚yszaЕ‚, by jego Ејona mГіwiЕ‚a w ten sposГіb. Owszem, zawsze wiedziaЕ‚, Ејe jest nieco surowa, Ејe bardziej martwi jД… los wЕ‚asny niЕј reszty Е›wiata, ale przez te sЕ‚owa Berin odniГіsЕ‚ wraЕјenie, Ејe jej serce obrГіciЕ‚o siД™ w popiГіЕ‚.

Marita uspokoiЕ‚a siД™ i szybkoЕ›Д‡, z jakД… to nastД…piЕ‚o, wydaЕ‚a siД™ Berinowi podejrzana.

- Chcesz wiedzieć, czego dopuściła się twoja umiłowana córeczka? – zapytała. – Uciekła.

Obawy Berina pogЕ‚Д™biЕ‚y siД™. PokrД™ciЕ‚ gЕ‚owД….

- Nie wierzД™ w to.

Marita mГіwiЕ‚a dalej:

- UciekЕ‚a. Nie powiedziaЕ‚a dokД…d, zabraЕ‚a tylko co mogЕ‚a.

- Nie mogła zabrać pieniędzy, których nie mamy – powiedział Berin. – Zresztą Ceres nigdy by tego nie uczyniła.

- To oczywiste, że stajesz po jej stronie – odrzekła Marita. – Zabrała… rzeczy z naszej chaty, przedmioty. Znając tę dziewczynę – to, co pomyślała że może sprzedać w sąsiedniej osadzie. Porzuciła nas.

Jeśli tak właśnie myślała o córce Marita, Berin był pewien, że tak naprawdę nigdy jej dobrze nie poznała. Albo jego, jeśli sądzi, że uwierzy w tak oczywiste łgarstwo. Chwycił ją za ramiona i choć nie był już tak silny, jak niegdyś, jego żona nadal czuła się przy nim bezbronna.

- Mów prawdę, Marito! Co tu się stało? – Berin potrząsnął nią, jak gdyby jakimś cudem to mogło przywrócić mu jego dawną żonę i sprawić, by stała się znów Maritą, którą poślubił wiele lat temu. Kobieta jednak tylko się odsunęła.

- Twoi synowie nie żyją! – warknęła. Wykrzyczane przez nią słowa rozniosły się po ich niedużej chacie. Głos jej się załamał. – To właśnie się stało. Nasi synowie nie żyją.

Te słowa uderzyły Berina z siłą wierzchowca, który nie chce pozwolić się podkuć.

- Nie – powiedział. – To kolejne kłamstwo. Z pewnością.

Nie przyszło mu na myśl nic, co Marita mogłaby rzec, a co sprawiłoby mu równie wielki ból. Mówiła tak jedynie po to, by go zranić.

- Od kiedy tak mnie nienawidzisz? – zapytał Berin, gdyż był to, jak sądził, jedyny powód, dla którego jego żona mogłaby wyrzucić z siebie słowa tak ohydne, użyć myśli o śmierci ich synów jako broni przeciw niemu.

Berin dostrzegЕ‚ Е‚zy w oczach Marity. Nie widziaЕ‚ ich, gdy mГіwiЕ‚a o rzekomej ucieczce ich cГіrki.

- Od chwili, gdy postanowiłeś nas porzucić – odwarknęła. – Od chwili, gdy musiałam patrzeć, jak Nesos umiera!

- Jedynie Nesos? – zapytał Berin.

- A czy to mało? – odkrzyknęła Marita. – Czy też może nie dbasz o swych synów?

- Przed chwilą rzekłaś, że i Sartes nie żyje – powiedział Berin. – Przestań mnie okłamywać, Marito!

- Sartes także nie żyje – upierała się jego żona. – Przyszli po niego żołnierze. Zabrali, by walczył w imperialnej armii, a to jeszcze chłopiec. Jak sądzisz, długo zdoła tam przetrwać? Nie, obaj moi synowie odeszli, a Ceres…

- Co z Ceres? – zapytał Berin.

Marita pokrД™ciЕ‚a tylko gЕ‚owД….

- GdybyЕ› tu byЕ‚, moЕјe wcale by do tego nie doszЕ‚o.

- Ty tutaj byłaś – syknął Berin, drżąc na całym ciele. – O to wszak chodziło. Sądzisz, że chciałem wyjeżdżać? Miałaś opiekować się nimi, gdy ja szukałem zarobku, byśmy mieli co jeść.

Berina ogarnęła rozpacz i poczuł, że zaczyna szlochać tak, jak nie szlochał, odkąd był dzieckiem. Jego najstarszy syn nie żył. Choć Marita wypowiedziała wiele kłamstw, te słowa zabrzmiały prawdziwie. Ta strata pozostawiła po sobie pustkę, która zdawała się niemożliwa do wypełnienia, pomimo żalu i gniewu, które zapłonęły w jego sercu. Zmusił się, by skupić swą uwagę na pozostałych dzieciach, gdyż zdało mu się, że tylko w ten sposób może sprawić, by nie zawładnęły nim bez reszty.

- Żołnierze zabrali Sartesa? – zapytał. – Imperialni żołnierze?

- Sądzisz, że kłamię? – spytała Marita.

- Sam nie wiem już, w co wierzyć – odparł Berin. – Nie próbowałaś nawet ich powstrzymać?

- Przytknęli mi nóż do gardła – rzekła Marita. – Musiałam to uczynić.

- Co musiałaś uczynić? – zapytał Berin.

Marita potrzД…snД™Е‚a gЕ‚owД….

- Musiałam zawołać go z chaty. Zabiliby mnie.

- WydaЕ‚aЕ› im zatem jego?

- A cóż miałam zrobić? – zapytała Marita. – Nie było cię tu.

I Berin najpewniej będzie czuł się przez to winny tak długo, jak będzie żył. Marita miała rację. Być może gdyby był tutaj, nie doszłoby do tego. Wyruszył, by uchronić swą rodzinę od głodu, a gdy go nie było, wszystko się rozpadło. Poczucie winy nie przyćmiło jednak żalu ani gniewu. Wzmocniło je jedynie. Wzbierało w Berinie, niby coś żywego, co próbuje się wydostać na zewnątrz.

- A co z Ceres? – zapytał. Potrząsnął znowu Maritą. – Mówże! Tylko tym razem prawdę. Co uczyniłaś?

Marita jednakЕјe tylko znowu siД™ odsunД™Е‚a i tym razem przykucnД™Е‚a na ziemi, kulД…c siД™ i nie patrzД…c na niego.

- Sam się przekonaj. To ja musiałam z tym żyć. Ja, nie ty.

Berin miał chęć potrząsać nią, póki nie usłyszy odpowiedzi. Wymusić z niej prawdę, bez względu na cenę. Nie był jednak mężczyzną, który postępuje w ten sposób i wiedział, że to się nie zmieni. Sama myśl o tym napawała go obrzydzeniem.

Wychodząc z chaty, nie zabrał nic. Nie było tu nic, czego by chciał. Oglądając się za siebie, na Maritę – tak całkowicie pogrążoną w swej goryczy z powodu wydania żołnierzom syna, że próbowała ukryć, co stało się z ich dziećmi – trudno było mu uwierzyć, że kiedykolwiek było inaczej.

Berin wyszedł na podwórze, mrugając, by osuszyć ostatnie łzy. Dopiero gdy oślepiły go promienie słońca, zdał sobie sprawę, że nie ma pojęcia, dokąd się skierować. Cóż mógłby zrobić? Jego starszemu synowi nie można było pomóc – już nie – a pozostałych dwoje mogło znajdować się gdziekolwiek.

- To bez znaczenia – rzekł do siebie. Poczuł, że determinacja przeradza się w nim w coś innego, jak żelazo, z którym pracował. – To mnie nie powstrzyma.

Być może ktoś w pobliżu widział, dokąd się udali. Ktoś z pewnością będzie wiedział, gdzie znajduje się armia, a Berin wiedział jak każdy, że człowiek wykuwający miecze zawsze znajdzie sposób, by znaleźć się blisko niej.

A jeśli chodzi o Ceres… natrafi na jakiś trop. Musi gdzieś być. Gdyż ta inna ewentualność była nie do pomyślenia.

Berin rozejrzaЕ‚ siД™ po ziemiach otaczajД…cych jego chatД™. Ceres byЕ‚a gdzieЕ› tam. Sartes takЕјe. Kolejne sЕ‚owa wypowiedziaЕ‚ na gЕ‚os, gdyЕј zdaЕ‚o mu siД™, Ејe stanД… siД™ przez to obietnicД… zЕ‚oЕјonД… samemu sobie, Е›wiatu, jego dzieciom.

- Odnajdę was oboje – przysiągł. – Bez względu na to, ile będzie mnie to kosztowało.




ROZDZIAЕЃ CZWARTY


Sartes biegЕ‚ pomiД™dzy namiotami armii, dyszД…c ciД™Ејko i Е›ciskajД…c w dЕ‚oni zwГіj. OtarЕ‚ pot z czoЕ‚a. WiedziaЕ‚, Ејe jeЕ›li nie dotrze rychЕ‚o do namiotu swego dowГіdcy, czeka go chЕ‚osta. KluczyЕ‚ najlepiej jak mГіgЕ‚, wiedzД…c, Ејe goni go czas. I tak zatrzymywano go juЕј zbyt wiele razy.

Sartes miał już blizny po oparzeniach na łydkach z tych razów, gdy w czymś się omylił. Piekły go, lecz były teraz tylko jednymi spośród wielu. Chłopiec zamrugał, z rozpaczą rozglądając się po obozie i próbując określić, którą dróżkę pośród zdającej się nie mieć końca siatki namiotów obrać. Oznaczenia i sztandary wskazywały drogę, lecz Sartes wciąż próbował poznać układ obozowiska.

Chłopiec poczuł, że się potyka i przewrócił się, a wszystko wokoło zdało się wywrócić do góry nogami. Przez chwilę myślał, że zahaczył nogą o sznur, lecz gdy podniósł wzrok, ujrzał śmiejących się żołnierzy. Mężczyzna stojący na ich czele był starszy, miał krótkie, sztywne włosy oprószone już siwizną, a jego twarz znaczyły zdobyte podczas wielu bitew blizny.

Wtedy Sartesa ogarnął lęk, a zarazem pewnego rodzaju rezygnacja; tak wyglądało życie rekruta – takiego jak on – w armii. Nie zapytał, dlaczego to zrobili, gdyż odzywanie się było pewną drogą do chłosty. Jak zdążył już spostrzec, niemal wszystko mogło do tego doprowadzić.

Miast tego podniГіsЕ‚ siД™ i otrzepaЕ‚ bЕ‚oto ze swej tuniki.

- Gdzie ci tak spieszno, smarku? – zapytał żołnierz, przez którego się przewrócił.

- Biegnę z wiadomością do mego dowódcy, panie – odrzekł Sartes, unosząc pergamin, by mężczyzna mógł go zobaczyć. Miał nadzieję, że to wystarczy, by pozostawili go w spokoju. Często było inaczej, choć według reguł wykonanie rozkazu było najważniejsze.

Od czasu, gdy siД™ tu znalazЕ‚, Sartes przekonaЕ‚ siД™, Ејe w imperialnej armii panuje mnГіstwo reguЕ‚. NiektГіre byЕ‚y oficjalne: opuЕ›Д‡ obГіz bez przyzwolenia, nie zastosuj siД™ do rozkazu, zdradЕє armiД™, a przypЕ‚acisz to Ејyciem. Pomaszeruj nie w tД™ stronД™, zrГіb cokolwiek bez przyzwolenia, a czeka ciД™ chЕ‚osta. ByЕ‚y jednak takЕјe inne reguЕ‚y. Nie tak oficjalne, ktГіrych zЕ‚amanie mogЕ‚o ponieЕ›Д‡ za sobД… rГіwnie groЕєne konsekwencje.

- A jakież to wieści niesiesz? – zapytał żołnierz. Inni zaczęli zbierać się wokół nich. W armii zawsze brak było rozrywek, więc jeśli istniała szansa zabawienia się kosztem rekruta, mężczyźni przystawali i patrzyli.

Sartes starał się jak tylko mógł, by wyglądać na skruszonego.

- Nie wiem, panie. Otrzymałem jedynie rozkaz, by dostarczyć tę wiadomość. Możecie ją przeczytać, jeśli sobie tego życzycie.

Było to zamierzone ryzyko. Większość szeregowych żołnierzy nie potrafiła czytać. Miał nadzieję, że ton jego głosu nie zarobi mu ciosu w głowę za niesubordynację, lecz starał się nie okazywać strachu. Nieokazywanie strachu było jedną z niepisanych reguł. W szeregach armii było ich równie dużo, co tych oficjalnych. Reguły dotyczące tego, kogo trzeba znać, by dostać rację lepszej strawy. Tego, kto znał kogo i przy kim należało zachować ostrożność, bez względu na rangę. Poznanie tych reguł zdawało się być jedyną drogą, by przeżyć.

- Cóż, zatem lepiej zmykaj! – huknął żołnierz, kopiąc Sartesa, by nabrał rozpędu. Zebrani wokoło ryknęli śmiechem, jak gdyby był to najlepszy kawał, jaki kiedykolwiek widzieli.

Jedną z najważniejszych niepisanych zasad zdawała się być ta, która głosiła, że rekrutami wolno poniewierać. Odkąd się tu znalazł, Sartes był bity i trącany, porządnie stłuczony i popychany. Zmuszano go, by biegał, aż myślał, że wyzionie ducha – i jeszcze dłużej. Obłożono go tak ciężkim sprzętem, że czuł, iż ledwie może ustać, i musiał go nosić, kopać doły w ziemi bez żadnego powodu, pracować. Słyszał opowieści o zwykłych żołnierzach, którzy postępowali wobec nowych rekrutów jeszcze gorzej. Nawet jeśli umierali, jakie to miało znaczenie dla armii? Znaleźli się tam, by rzucić ich wrogowi na pożarcie. Wszyscy spodziewali się, że stracą życie.

Sartes spodziewał się, że zginie pierwszego dnia. Pod wieczór czuł nawet, że sam tego chce. Skulił się w przydzielonym mu zbyt cienkim namiocie i trząsł się, błagając, by ziemia go pochłonęła. Choć zdawało się to niemożliwe, następnego dnia było jeszcze gorzej. Inny nowy rekrut, którego imienia Sartes nawet nie poznał, został wtedy zabity. Przyłapano go na próbie ucieczki i wszyscy musieli patrzeć na jego stracenie, jak gdyby miała to być dla nich jakaś nauczka. Jedyną nauczką, jaką dostrzegł w tym Sartes, było to, jak okrutna była armia wobec każdego, kto okazał strach. Wtedy zaczął próbować go ukrywać, nie okazywać, choć trwoga czaiła się w nim w każdej chwili, gdy nie spał.

Pobiegł teraz pomiędzy namiotami w inną stronę, zbaczając nieco z drogi. Chciał zajrzeć do jednej z kantyn, gdzie dzień wcześniej jeden z kucharzy potrzebował pomocy w napisaniu listu do domu. Armia słabo karmiła swych rekrutów i Sartes poczuł, że burczy mu w brzuchu na myśl o jedzeniu, lecz nie zjadł tego, co zabrał ze sobą, pobiegł tylko ku namiotowi oficera dowodzącego.

- Gdzieżeś się podziewał? – zapytał oficer. Ton jego głosu świadczył wyraźnie, że to, iż zatrzymali go inni żołnierze, nie starczy za wymówkę. Sartes jednak wiedział o tym. Po części to dlatego zboczył do kantyny.

- Odebrałem to po drodze, panie – odrzekł Sartes, wyciągając ku mężczyźnie placek z jabłkami, który, jak doszły go słuchy, był jego ulubionym przysmakiem. – Wiedziałem, że dzisiaj możecie nie mieć szansy odebrać go osobiście.

Postawa oficera zmieniЕ‚a siД™ w mgnieniu oka.

- Bardzoś przemyślny, rekrucie…

- Sartes, panie – Sartes nie ośmielił się uśmiechnąć.

- Sartesie. Przydadzą nam się żołnierze, którzy potrafią rozumować. Ale następnym razem pamiętaj, że rozkaz jest sprawą największej wagi.

- Tak jest, panie – powiedział Sartes. – Czy macie dla mnie jeszcze jakieś zadania, panie?

Oficer odesЕ‚aЕ‚ go ruchem rД™ki.

- Nie w tej chwili, ale zapamiД™tam twoje imiД™. MoЕјesz odejЕ›Д‡.

Chłopiec wyszedł z pawilonu dowódcy, czując się o niebo lepiej, niż gdy do niego wchodził. Nie był pewien, czy ten drobny uczynek wystarczy, by ocalić mu skórę po spóźnieniu spowodowanym przez żołnierzy. Wyglądało jednak na to, że zdołał uniknąć kary i doprowadzić do tego, że oficer wiedział, jak mu na imię.

Stąpał po niepewnym gruncie, lecz cała armia sprawiała, że tak się czuł. Jak dotąd zdołał przetrwać tu dzięki swemu sprytowi i temu, iż umykał przed największym jej okrucieństwem. Widział, jak chłopcy w jego wieku giną albo są bici tak mocno, że oczywiste było, iż rychło umrą. Nie wiedział jednak, jak długo jeszcze zdoła mu się podtrzymać taki stan rzeczy. Rekrut w takim miejscu okrucieństwo i śmierć mógł odwlekać tylko przez jakiś czas.

Sartes przeЕ‚knД…Е‚ Е›linД™ na myЕ›l o wszystkim, co mogЕ‚o pГіjЕ›Д‡ nie tak. Е»oЕ‚nierz mГіgЕ‚ zbiД‡ go zbyt mocno. Oficer mГіgЕ‚ zostaД‡ uraЕјony przez jakД…Е› drobnostkД™ i zaordynowaД‡ karД™, by jej okrucieЕ„stwo stanowiЕ‚o nauczkД™ dla innych. Lada chwila mogli posЕ‚aД‡ go na bitwД™, a doszЕ‚y go sЕ‚uchy, Ејe rekrutГіw stawiajД… w pierwszych szeregach, by „wyplewiД‡ sЕ‚abych”. Nawet szkolenie moЕјe zakoЕ„czyД‡ siД™ Е›mierciД…, gdyЕј armia nie uЕјywaЕ‚a tД™pego orД™Ејa, a rekrutГіw nie instruowano zbyt dokЕ‚adnie.

Za wszystkimi innymi lękami krył się największy – że ktoś odkryje, iż Sartes próbował przyłączyć się do Rexusa i rebeliantów. Nie było sposobu, by się o tym dowiedzieli, ale nawet najmniejsza po temu szansa wystarczyła, by przyćmić wszystkie pozostałe lęki. Sartes widział ciało żołnierza, którego oskarżono o sympatyzowanie z rebeliantami. Jego oddziałowi rozkazano porąbać go na kawałki, by dowieść swej lojalności. Sartes nie chciał tak skończyć. Sama myśl o tym wystarczyła, by żołądek zacisnął mu się silniej niż z głodu.

- Ty tam! – rozległ się głos i Sartes podskoczył. Nie mógł pozbyć się uczucia, że ktoś odgadł, o czym myślał. Zmusił się, by chociaż udawać, że jest spokojny. Rozejrzał się i ujrzał żołnierza w bogatej zbroi sierżanta o ospowatej twarzy, pokrytej niewyobrażalnie głębokimi bliznami. – Jesteś posłańcem kapitana?

- Właśnie dostarczyłem mu wiadomość, panie – powiedział Sartes. Niezupełnie skłamał.

- Zatem i dla mnie wystarczysz. IdЕє i dowiedz siД™, gdzie sД… wozy z moimi zapasami drwa. JeЕ›li ktoЕ› bД™dzie ci sprawiaЕ‚ kЕ‚opoty, rzeknij, Ејe przysЕ‚aЕ‚ ciД™ Venn.

Sartes zasalutowaЕ‚ szybko.

- Tak jest, panie.

Ruszył, by zająć się zadaniem, lecz biegnąc nie myślał o tym, co miał do wykonania. Obrał dłuższą, okrężną drogę. Drogę, która pozwoli mu poznać obrzeża obozowiska, ich punkty obserwacyjne, drogę, która pozwoli mu wypatrzeć jakiekolwiek słabe punkty.

Gdyż – choćby miał przypłacić to śmiercią – tej nocy Sartes znajdzie sposób, by stąd zbiec.




ROZDZIAЕЃ PIД„TY


Lucious przepychał się pomiędzy ciżbą możnowładców w zamkowej sali tronowej, trzęsąc się ze złości. Złościł się, gdyż zmuszony był przeciskać się, choć wszyscy zebrani tam powinni rozstąpić się na boki i pokłonić nisko, umożliwiając mu przejście. Złościł się, gdyż Thanos pławił się w chwale, wojując z rebeliantami na Haylonie. Nade wszystko złościł się jednak przez to, co stało się na Stade. Ta dziewka Ceres po raz kolejny pokrzyżowała mu plany.

Przed sobą ujrzał króla i królową pogrążonych w poważnej rozmowie z Cosmasem, starym głupcem z biblioteki. Lucious sądził, że nie ujrzy już uczonego po tym, jak wszystkich ich jako dzieci przymuszano do nauki niedorzecznych faktów o świecie i tym, jak funkcjonuje. Jak widać nie miał racji – najwyraźniej po przekazaniu monarchom listu, który ukazał prawdziwą zdradę Ceres, Cosmas zyskał posłuch u króla.

Lucious przepychał się naprzód, mijając dworzan zajętych błahymi intrygami. Nieopodal spostrzegł swą odległą kuzynkę Stephanię. Śmiała się z żartu innej dobrze ułożonej damy. Obejrzała się i zdołała podtrzymać jego spojrzenie wystarczająco długo, by się do niego uśmiechnąć. Naprawdę była – uznał Lucious – głupiutkim stworzeniem. Ale ślicznym. Może kiedyś, pomyślał, nadarzy się sposobność, by zabawić się w jej towarzystwie. Był pod każdym względem co najmniej tak samo godny podziwu jak Thanos.

W tej chwili jednakże wściekłość Luciousa przez to, co się zdarzyło, płonęła zbyt mocno, by nawet taka myśl miała go uradować. Podszedł zamaszystym krokiem pod tron, na sam skraj wzniesionego tam podwyższenia.

- Ona nadal żyje! – wykrzyknął bez ogródek, stanąwszy przed tronem. Nie dbał o to, że powiedział to tak głośno, iż jego słowa poniosły się po całej sali. Niech słyszą, pomyślał. Z pewnością nie miało znaczenia to, że Cosmas wciąż szeptał coś do ucha króla i królowej. Cóż wartego uwagi, zastanawiał się Lucious, mógł mieć do powiedzenia człek, który spędził swe życie nad zwojami?

- Czy słyszeliście, co rzekłem? – zapytał Lucious. – Dziewka…

- Nadal żyje, tak – powiedział król, gestem dłoni nakazując mu, by milczał. – Omawiamy istotniejsze kwestie. Thanos zaginął podczas bitwy o Haylon.

Ten gest był kolejnym impulsem, który podsycił gniew Luciousa. Traktują go jak jakiegoś sługę, którego można uciszyć, pomyślał. Mimo tego zamilkł. Nie mógł pozwolić sobie na to, by wzbudzić gniew króla. Nadto kilka chwil zajęło mu pojęcie tego, co właśnie usłyszał.

Thanos zaginД…Е‚? Lucious zastanawiaЕ‚ siД™, jaki to miaЕ‚o wpЕ‚yw na niego. Czy zmieni to jego pozycjД™ we dworze? ZamyЕ›lony, spojrzaЕ‚ znГіw na StephaniД™.

- Dziękujemy ci, Cosmasie – rzekła w końcu królowa.

Lucious patrzyЕ‚ na schodzД…cego w ciЕјbД™ przypatrujД…cych siД™ dworzan uczonego. Dopiero wtedy krГіl i krГіlowa zwrГіcili siД™ ku niemu. Lucious wypchnД…Е‚ pierЕ› do przodu. Nie pozwoli, by inni dostrzegli Ејal, ktГіry gorzaЕ‚ w nim po tej niewielkiej urazie. Gdyby ktokolwiek inny tak go potraktowaЕ‚, rzekЕ‚ sobie Lucious, juЕј by go ukatrupiЕ‚.

- Jesteśmy świadomi, iż Ceres przeżyła ostatnie Jatki – odezwał się król Claudius. Luciousowi zdało się, że monarcha ani trochę nie jest tym faktem rozdrażniony, a na pewno nie płonie w nim ta sama wściekłość, która ogarniała Luciousa na samą myśl o tej wieśniaczce.

Jednakże to nie króla, pomyślał Lucious, zwyciężyła dziewka. Nie raz, a dwa, gdyż jakimś podstępem pokonała go także, gdy zjawił się w jej komnacie, by dać jej nauczkę. Lucious czuł, że ma powód, ma prawo, by to, iż przeżyła, traktować jak osobistą porażkę.

- Zatem jesteście świadomi, że nie można pozwolić, by tak pozostało – odparł Lucious. Nie potrafił zapanować nad głosem i nadać mu odpowiednio grzecznego, spokojnego tonu. – Musicie jakoś temu zaradzić.

- Musicie? – zapytała królowa Athena. – Zważaj na swe słowa, Luciousie. Jesteśmy twymi monarchami.

- Za waszym pozwoleniem, najjaśniejsza pani – odezwała się Stephania i Lucious ujrzał, że przemyka między dworzanami w jedwabnej, opływającej jej ciało sukni. – Lucious ma słuszność. Nie można pozwolić, by Ceres żyła.

Lucious spostrzegЕ‚, Ејe monarcha nieznacznie zmruЕјyЕ‚ oczy.

- A cóż mielibyśmy uczynić? – zapytał niecierpliwie król Claudius. – Wyprowadzić ją na arenę i ściąć? To ty zasugerowałaś, by walczyła, Stephanio. Nie możesz narzekać, jeśli nie podoba ci się to, iż jeszcze nie zginęła.

Lucious rozumiał go przynajmniej w tej kwestii. Nie mieli pretekstu, by ją uśmiercać, a ludzie wymagali go, by uśmiercić tych, których darzyli miłością. Bardziej zaskakiwało go jednak to, że – jak się zdawało – naprawdę ją kochają. Ale dlaczego? Czy dlatego, że miała niejakie pojęcie o walce? Jak spostrzegł Lucious, byle głupiec potrafił walczyć. I wielu z nich walczyło. Gdyby lud miał choć krztynę oleju w głowie, obdarzyłby miłością tych, którzy na to zasługują: swych prawowitych władców.

- Pojmuję, że nie można jej tak po prostu ściąć, najjaśniejszy panie – powiedziała Stephania z jednym ze swych niewinnych uśmiechów, które, jak Lucious spostrzegł, przychodziły jej z tak wielką łatwością.

- Rad jestem, że to dostrzegasz – rzekł wyraźnie rozdrażniony król. – Czy dostrzegasz także, co by się stało, gdyby teraz ktoś ją skrzywdził? Teraz, gdy już walczyła? Gdy zwyciężyła?

Rzecz jasna, Lucious pojmowaЕ‚ to. Nie byЕ‚ dzieckiem, dla ktГіrego polityka byЕ‚a nieznanym terenem.

Stephania odrzekЕ‚a:

- Wywołałoby to rewolucję, najjaśniejszy panie. Mieszkańcy grodu mogliby wzniecić bunt.

- Nie ma żadnych wątpliwości co do tego, że tak właśnie by się stało – powiedział król Caludius. – Nie bez powodu wznieśliśmy Stade. Lud łaknie krwi, a my dajemy im to, czego pragną. Ta potrzeba okrucieństwa z łatwością może zwrócić się przeciwko nam.

Lucious roześmiał się. Trudno było mu uwierzyć, że król naprawdę sądził, iż mieszkańcy Delos byliby w stanie pozbawić ich władzy. Widział ich i nie była to mordercza ciżba, lecz zwykły motłoch. Zabijcie kilku z nich, pokażcie konsekwencje ich czynów w okrutny sposób, a rychło staną się posłuszni.

- Cóż cię tak rozbawiło, Luciousie? – zwróciła się do niego królowa. W jej głosie Lucious usłyszał ostrzeżenie. Król i królowa nie lubili, gdy się z nich śmiano. Szczęśliwie jednak miał gotową odpowiedź.

- Rzecz w tym, iż rozwiązanie zdaje się oczywiste – powiedział Lucious. – Nie proszę, by stracono Ceres. Twierdzę, iż nie doceniliśmy jej zdolności w walce. Tym razem musimy zadbać o to, by do tego nie doszło.

- I sprawić, by okryła się jeszcze większą sławą, jeśli zwycięży? – zapytała Stephania. – Przez swą wygraną stała się ulubienicą ludu.

Lucious uЕ›miechnД…Е‚ siД™, sЕ‚yszД…c te sЕ‚owa.

- Czy widziałaś, jak pospólstwo zachowuje się na Stade? – spytał. Pojmował to, nawet jeśli dla innych było to niezrozumiałe.

Stephania prychnД™Е‚a.

- Staram się na nich nie patrzeć, kuzynie.

- Ale z pewnością ich słyszałaś. Wykrzykują imiona swych ulubieńców. Są żądni widoku krwi. A co dzieje się, gdy ich ulubieńcy upadną? – rozejrzał się wokoło, po części spodziewając się, że ktoś odpowie na jego pytanie. Ku jego rozczarowaniu tak się nie stało. Być może Stephania nie była wystarczająco bystra, by to dostrzec. Luciousowi to jednak nie wadziło.

- Wykrzykują imiona nowych zwycięzców – wyjaśnił. – Kochają ich równie gorąco, jak poprzednich. Teraz wykrzykują imię tej dziewki, lecz gdy krwawiąc osunie się na ziemię, zapragną jej śmierci równie szybko, jak każdego innego wojownika. Musimy jedynie nieco zmniejszyć jej szanse.

KrГіl zamyЕ›liЕ‚ siД™.

- O czym mГіwisz?

- Jeśli nam się nie powiedzie – wtrąciła królowa. – pokochają ją jedynie bardziej.

Lucious wreszcie poczuł, że jego gniew częściowo ustępuje czemuś innemu: zadowoleniu. Obejrzał się na drzwi sali tronowej, przy których czekał jego sługa. Wystarczyło pstryknięcie palców, by mężczyzna wybiegł – choć nie było to znowuż takie dziwne, gdyż wszyscy słudzy Luciousa rychło przekonywali się, że rozgniewanie go nie było mądrym posunięciem.

- Potrafię temu zaradzić – powiedział Lucious, wskazując w stronę drzwi.

Zakuty w kajdany mД™Ејczyzna, ktГіry wkroczyЕ‚ do sali z pewnoЕ›ciД… mierzyЕ‚ ponad dwa metry wzrostu. MiaЕ‚ skГіrД™ barwy hebanu, a nad szatД…, ktГіrД… przepasane miaЕ‚ biodra, widoczne byЕ‚y naprД™Ејone muskuЕ‚y. Jego ciaЕ‚o pokrywaЕ‚y tatuaЕјe; handlarz, ktГіry sprzedaЕ‚ Luciousowi tego mistrza boju rzekЕ‚ mu, iЕј kaЕјdy jeden z nich przedstawia przeciwnika, ktГіrego uЕ›mierciЕ‚ w walce, zarГіwno w granicach Imperium, jak i w krainach dalekiego poЕ‚udnia, skД…d go przywieziono.

Mimo tego to nie jego postura ani siła najbardziej przerażały Luciousa. Największą trwogę wzbudzało w nim jego spojrzenie. W jego oczach kryło się coś, co kazało Luciousowi sądzić, iż człowiek ten nie zna współczucia ani litości, bólu ani trwogi. Iż z radością odrywałby im kończynę za kończyną i nawet powieka by mu nie drgnęła. Jego tors poznaczony był bliznami po ciosach mieczy. Lucious nie potrafił wyobrazić sobie, by wyraz jego twarzy uległ zmianie choćby i w chwili, gdy je przyjmował.

Młodzieńcowi przyjemność sprawiało obserwowanie reakcji zebranych w sali na widok wojownika, zakutego w łańcuch niby dziki zwierz i kroczącego pomiędzy nimi dumnym krokiem. Niektóre z kobiet wydały z siebie ciche okrzyki trwgoi, a mężczyźni spiesznie usuwali się mu z drogi, zdając się instynktownie wyczuwać, jak niebezpieczny jest ten mężczyzna. Ich strach formował przed nim pusty krąg i Lucious pławił się we wrażeniu, jakie jego mistrz boju wywarł na innych. Patrzył, jak Stephania spiesznie odsuwa się i uśmiechnął się.

- Nazywają go Ostatnie Tchnienie – rzekł Lucious. – Nie przegrał nigdy walki i nigdy nie darował życia swemu wrogowi. Powitajcie – wyszczerzył zęby w uśmiechu. – kolejnego – a zarazem ostatniego – przeciwnika Ceres.




ROZDZIAЕЃ SZГ“STY


Ceres zbudziЕ‚a siД™ w ciemnoЕ›ci. KomnatД™ rozЕ›wietlaЕ‚y jedynie ksiД™Ејycowa poЕ›wiata wpadajД…ca do Е›rodka przez okiennice i migotliwy pЕ‚omieЕ„ Е›wiecy. Dziewczyna ocknД™Е‚a siД™, przypominajД…c sobie, co siД™ zdarzyЕ‚o. PrzypomniaЕ‚a sobie, jak szpony bestii rozszarpywaЕ‚y jej ciaЕ‚o i samo wspomnienie wystarczyЕ‚o, by bГіl powrГіciЕ‚. ZapЕ‚onД…Е‚ w skГіrze jej plecГіw, gdy obrГіciЕ‚a siД™ z lekka na bok, i byЕ‚ tak silny i nagЕ‚y, Ејe Ceres krzyknД™Е‚a. ByЕ‚ nie do zniesienia.

- Och – usłyszała jakiś głos. – Czyżby cię bolało?

Z mroku wyłoniła się jakaś postać. Z początku Ceres nie potrafiła rozróżnić szczegółów, lecz po chwili wszystko nabrało ostrości. Nad jej łożem stała Stephania, równie blada jak promienie księżyca, które ją otaczały, niby uosobienie niewinnej młodej damy, przybyłej z wizytą do chorych i rannych. Ceres nie miała wątpliwości, że przyszła do niej nie bez powodu.

- Nie troskaj się – rzekła Stephania. Ceres wciąż zdawało się, że jej słowa docierają do niej z daleka, że spowite są mgłą. – Uzdrowiciele podali ci coś, co sprowadziło sen, gdy zszywali twe plecy. Zdaje się, iż wzbudziłaś w nich podziw, że przeżyłaś i chcą uśmierzyć twój ból.

Ceres ujrzaЕ‚a, Ејe Stephania wyciД…ga w jej stronД™ nieduЕјД… buteleczkД™. Matowa zieleЕ„ szkЕ‚a odznaczaЕ‚a siД™ na jasnej skГіrze dЕ‚oni Stephanii. Buteleczka byЕ‚a zakorkowana i poЕ‚yskiwaЕ‚a na krawД™dzi szyjki. Ceres zobaczyЕ‚a, Ејe dziewczyna uЕ›miecha siД™ i odniosЕ‚a wraЕјenie, Ејe jej uЕ›miech skЕ‚ada siД™ z ostrych krawД™dzi.

- We mnie nie wzbudziłaś podziwu tym, że zdołałaś przeżyć – powiedziała Stephania. – Nie tak miało być.

Ceres spróbowała jej dosięgnąć. Mogła to być chwila, w której ucieknie. Gdyby była silniejsza, mogłaby przebiec obok Stephanii i rzucić się do drzwi. Gdyby zdołała znaleźć sposób, by przebić się przez tę mgłę, która zdawała się pęcznieć w jej głowie tak, iż miała wrażenie, że lada chwila rozłupie jej czaszkę, może zdołałaby chwycić Stephanię i zmusić ją, by pomogła jej uciec.

OdkryЕ‚a jednakЕјe, iЕј jej ciaЕ‚o opiera siД™ poleceniom, odpowiada na nie dЕ‚ugo po tym, jak zostaЕ‚y wydane. Ceres zdoЕ‚aЕ‚a jedynie usiД…Е›Д‡, owiniД™ta okryciem, i nawet to wywoЕ‚aЕ‚o kolejnД… falД™ bГіlu.

UjrzaЕ‚a, jak Stephania przesuwa palcem po buteleczce, ktГіrД… trzyma w dЕ‚oni.

- Och, nie troskaj się, Ceres. Nie bez powodu czujesz się taka bezradna. Uzdrowiciele poprosili mnie, bym dopilnowała, byś przyjęła odpowiednią dawkę ich medykamentu, i tak też uczyniłam. Przynajmniej po części. Wystarczająco dużo, byś była spokojna. Zbyt mało, by uśmierzyć ból.

- Co takiego zrobiłam, by zasłużyć sobie na twoją nienawiść? – zapytała Ceres, choć znała już odpowiedź. Była bliska Thanosowi, który odtrącił Stephanię. – Czy naprawdę tak bardzo pragniesz, by Thanos został twym mężem?

- Zaczynasz bredzić, Ceres – powiedziała Stephania, uśmiechając się znów bez sympatii. – Poza tym nie nienawidzę cię. Nienawiść sugeruje, że jakimś sposobem jesteś godna być moim wrogiem. Powiedz, czy wiesz cokolwiek o truciźnie?

Ledwie wzmianka o niej wystarczyЕ‚a, by serce Ceres przyspieszyЕ‚o, a w jej piersi zagoЕ›ciЕ‚ niepokГіj.

- Trucizna to niezwykle elegancka broń – powiedziała Stephania, jak gdyby Ceres nie było wcale obok. – Znacznie bardziej elegancka niż nóż czy włócznia. Uważasz się za silną, gdyż bawisz się mieczykiem z prawdziwymi mistrzami boju? A jednak z łatwością mogłam otruć cię, gdy spałaś. Mogłam dodać coś do twego naparu na sen. Mogłam podać ci go zbyt dużo, byś nigdy już się nie zbudziła.

- Ludzie by się dowiedzieli – zdołała wydukać Ceres.

Stephania wzruszyЕ‚a ramionami.

- A czy przejД™liby siД™ tym? Tak czy inaczej, byЕ‚by to wypadek. Biedna Stephania,

usiЕ‚owaЕ‚a pomГіc, lecz nie wiedzД…c co do koЕ„ca robi, podaЕ‚a naszej nowej mistrzyni boju zbyt duЕјД… dozД™ medykamentu.

Przyłożyła dłoń do ust w udawanym zaskoczeniu. Był to idealny wyraz skruchy skrytej za zdumieniem. W kąciku jej oka zdała się nawet zalśnić łza. Gdy odezwała się ponownie, jej głos brzmiał inaczej. Był pełen żalu i niedowierzania. Drżał nawet lekko, jak gdyby Stephania powstrzymywała się, by nie zacząć łkać.

- O nie. Cóż ja uczyniłam! Ja nie chciałam. Sądziłam… Sądziłam, że zrobiłam

wszystko tak, jak mi powiedziano!

Roześmiała się i w tej chwili Ceres ujrzała, kim Stephania jest naprawdę. Przejrzała przez maskę, za którą cały czas pieczołowicie zakrywała swe prawdziwe oblicze. Jakim sposobem nikt tego nie spostrzegł? – pomyślała Ceres. Jak mogli nie dojrzeć tego, co kryło się za jej pięknymi uśmiechami i dźwięcznym śmiechem?

- Wiesz, wszyscy uważają mnie za głupią – powiedziała Stephania. Wyprostowała się

i zdała się teraz Ceres dużo bardziej niebezpieczna. – Usilnie dbam o to, by tak sądzili. Och, no nie chmurz się tak, nie zamierzam cię otruć.

- Dlaczego nie? – zapytała Ceres. Wiedziała, że musi mieć ku temu jakiś powód.

SpostrzegЕ‚a, Ејe twarz Stephanii powaЕјnieje w blasku pЕ‚omienia Е›wiecy, a jej gЕ‚adkie czoЕ‚o przecina bruzda, gdy dziewczyna zmarszczyЕ‚a brwi.

- To byłoby zbyt proste – powiedziała Stephania. – Po tym, jak ty i Thanos

upokorzyliście mnie, wolę patrzeć, jak cierpisz. Oboje sobie na to zasłużyliście.

- Nijak już nie możesz mnie skrzywdzić – powiedziała Ceres, choć w tej chwili czuła,

że nie ma racji. Stephania mogła podejść do jej łoża i sprawić jej ból na sto różnych sposobów, a Ceres nie potrafiłaby jej powstrzymać. Wiedziała, że arystokratka nie potrafi walczyć, lecz w tej chwili z łatwością mogłaby ją pokonać.

- Oczywiście, że mogę – odrzekła Stephania. – Istnieje oręż lepszy jeszcze niż

trucizna. Choćby odpowiednie słowa. Niech pomyślę. Co zaboli cię najmocniej? Twój ukochany Rexus nie żyje. Zacznijmy od tego.

Ceres starała się nie pokazać, jak bardzo zaszokowały ją te słowa. Starała się, by nie wezbrał w niej żal, który arystokratka mogłaby dostrzec. Jednak po wyrazie zadowolenia na twarzy Stephanii poznała, że nie w pełni jej się to udało.

- Zginął, walcząc za ciebie – powiedziała Stephania. – Pomyślałam, że chciałabyś o

tym wiedzieć. To takie… romantyczne.

- Łżesz – rzekła z przekonaniem Ceres, choć w głębi duszy wiedziała, że tak nie jest.

Coś takiego rzekłaby jedynie w przypadku tego, co Ceres mogłaby sprawdzić, tego, co zabolałoby ją i bolałoby nadal, gdy pozna prawdę.

- Nie muszę kłamać. Nie kiedy prawda jest znacznie lepsza od kłamstwa – odparła

Stephania. – Thanos także nie żyje. Zginął w bitwie o Haylon, jeszcze na brzegu.

Nowa fala żalu ogarnęła Ceres, obezwładniając ją niemal bez reszty. Nim Thanos wyruszył na Haylon, pokłóciła się z nim o śmierć jej brata i o to, co zamierzał uczynić – walczyć przeciw rebelii. Nie przeszło jej nawet przez myśl, że będą to ostatnie słowa, jakie do niego wypowie. Przekazała list Cosmasowi właśnie dlatego, by tak nie było.

- Nie rzekłam ci czegoś jeszcze – powiedziała Stephania. – Twój młodszy brat?

Sartes? Zabrali go do armii. DopilnowaЕ‚am, by ЕјoЕ‚nierze nie pominД™li go jedynie przez

wzglД…d na to, Ејe jest bratem Thanosowego orД™Ејnika.

Tym razem Ceres spróbowała rzucić się na nią, pomogła jej w tym przepełniająca ją wściekłość. Była jednakże tak słaba, że nie mogło jej się powieść. Poczuła, że nogi zaplątują jej się w okrycie i upadła na podłogę. Podniosła głowę na Stephanię.

- Jak sądzisz, jak długo twemu bratu uda się wytrwać w armii? – zapytała Stephania.

Ceres spostrzegła, że na jej twarz wypływa coś w rodzaju drwiącej litości. – Biedna chłopaczyna. Żołnierze są tak okrutni wobec rekrutów. Wszak wszyscy oni są w zasadzie zdrajcami.

- Dlaczego? – zdołała zapytać Ceres.

Stephania rozЕ‚oЕјyЕ‚a rД™ce.

- OdebraЕ‚aЕ› mi Thanosa, a jedynie z nim wiД…zaЕ‚am swojД… przyszЕ‚oЕ›Д‡. Teraz ja odbiorД™

wszystko tobie.

- Zabiję cię – przyrzekła Ceres.

Stephania rozeЕ›miaЕ‚a siД™.

- Nie będziesz miała ku temu okazji. To – wyciągnęła rękę i dotknęła pleców Ceres,

która zagryzła usta, by powstrzymać się od krzyku. – jeszcze nic. Ta utarczka na Stade to nic. Czekają cię walki niewyobrażalnie trudne, jedna po drugiej, aż zginiesz.

- Sądzisz, że lud tego nie spostrzeże? – zapytała Ceres. – Sądzisz, że nie odgadnie

twych zamiarГіw? WystawiliЕ›cie mnie na Stade, gdyЕј sД…dziliЕ›cie, Ејe zbuntujД… siД™ przeciwko wam. Co uczyniД…, jeЕ›li pomyЕ›lД…, Ејe ich oszukujecie?

UjrzaЕ‚a, Ејe Stephania potrzД…sa gЕ‚owД….

- Lud widzi to, co chce ujrzeć. W tobie chcą widzieć swą waleczną królewnę,

dziewczę, które dorównuje w boju mężczyźnie. Będą w to wierzyć i będą cię kochać aż do chwili, gdy staniesz się pośmiewiskiem na arenie. Będą patrzyli, jak twój przeciwnik rozrywa cię na strzępy, ale nim to nastąpi, będą krzyczeć, by cię ukatrupił.

Ceres mogła jedynie patrzeć, jak Stephania rusza w stronę drzwi. Arystokratka zatrzymała się, obróciła i przez chwilę wyglądała tak urokliwie i niewinnie jak zawsze.

- Ach, niemal zapomniałam. Próbowałam podać ci medykament, lecz wytrąciłaś mi go

z dłoni, nim zdążyłam podać ci wystarczającą dozę.

WyciД…gnД™Е‚a buteleczkД™, ktГіrД… pokazaЕ‚a jej wczeЕ›niej i Ceres patrzyЕ‚a, jak upuszcza jД… na ziemiД™. RozprysnД™Е‚a siД™, a odЕ‚amki rozsypaЕ‚y po podЕ‚odze komnaty, sprawiajД…c, Ејe powrГіt do Е‚oЕјa bД™dzie dla niej bolesny i niebezpieczny. Ceres nie miaЕ‚a wД…tpliwoЕ›ci, iЕј Stephania uczyniЕ‚a to z rozmysЕ‚em.

UjrzaЕ‚a, jak dziewczyna wyciД…ga rД™kД™ po Е›wiecД™, ktГіrej pЕ‚omieЕ„ rozЕ›wietlaЕ‚ komnatД™ i przez uЕ‚amek sekundy, tuЕј zanim jД… zdmuchnД™Е‚a, uroczy uЕ›miech zniknД…Е‚ z ust Stephanii i zastД…piЕ‚o go coЕ› okrutnego.

- Zatańczę, gdy będą grzebać twe zwłoki, Ceres. Przyrzekam ci to.




ROZDZIAЕЃ SIГ“DMY


- Nadal sądzę, że powinniśmy go wypatroszyć i porzucić ciało, by znaleźli je żołnierze Imperium.

- To dlatego, żeś durniem, Nico. Nawet jeśli spostrzegą jedno ciało więcej pośród reszty, skąd wiesz, że się tym przejmą? I musielibyśmy kłopotać się, by zanieść go gdzieś, gdzie go znajdą. Nie. Powinniśmy zażądać za niego zapłaty.

Thanos siedział w pieczarze, w której ukrywali się rebelianci, przysłuchując się, jak sprzeczają się o jego los. Ręce związali mu z przodu, ale przynajmniej zrobili co w ich mocy, by opatrzyć i obwiązać jego rany. Posadzili go przed niedużym ogniskiem, by nie zamarzł, gdy próbowali zadecydować, czy ukatrupić go z zimną krwią, czy nie.

Rebelianci siedzieli skupieni wokół innych ognisk, rozprawiając o tym, co mogą uczynić, by wyspa nie znalazła się w rękach Imperium. Zniżali głos, by Thanos nie podsłyszał szczegółów, lecz młodzian i tak wiedział już, co się dzieje: ponosili klęskę, i to zdecydowaną. Kryli się w pieczarach, gdyż nie mieli dokąd pójść.

Po chwili mД™Ејczyzna, ktГіry byЕ‚ ich przywГіdcД…, podszedЕ‚ i usiadЕ‚ naprzeciw Thanosa, krzyЕјujД…c nogi na twardym kamiennym podЕ‚oЕјu. PodaЕ‚ mu kawaЕ‚ chleba, ktГіry Thanos ЕјarЕ‚ocznie pochЕ‚onД…Е‚. Sam nie wiedziaЕ‚, ile czasu minД™Е‚o, odkД…d jadЕ‚ ostatnio.

- Na imię mi Akila – odezwał się mężczyzna. – Przewodzę rebelii.

- A mnie Thanos.

- Tylko Thanos?

Thanos usЕ‚yszaЕ‚ w jego gЕ‚osie ciekawoЕ›Д‡ i zniecierpliwienie. ZastanawiaЕ‚ siД™, czy mД™Ејczyzna odgadЕ‚, kim jest. Tak czy owak, prawda zdaЕ‚a mu siД™ najlepszym wyjЕ›ciem.

- Książę Thanos – przyznał.

Akila siedział przez kilka sekund w milczeniu i Thanos zaczął się zastanawiać, czy przyjdzie mu teraz umrzeć. Było już blisko, gdy rebelianci wzięli go za jakiegoś bezimiennego możnowładcę. Teraz, gdy wiedzieli już, że jest arystokratą, krewniakiem króla, od którego doznali tyle cierpień, niemożliwością zdało mu się, by mogli postąpić inaczej.

- Książę – powtórzył Akila. Rozejrzał się po pozostałych i Thanos dostrzegł na jego twarzy cień uśmiechu. – Hejże, mamy tutaj księcia.

- Musimy zatem zażądać zapłaty za jego życie! – wrzasnął któryś z rebeliantów. – Zapłacą za niego krocie!

- Musimy go ukatrupić – odezwał się inny. – Pomyślcie tylko, ile krzywd on i jemu podobni nam wyrządzili!

- Dosyć, wystarczy już tego – powiedział Akila. – Skupcie uwagę na nadchodzących starciach. Czeka nas długa noc.

Thanos usЕ‚yszaЕ‚, Ејe mД™Ејczyzna wzdycha cicho. Pozostali zwrГіcili siД™ na powrГіt w stronД™ pЕ‚omieni, przy ktГіrych siedzieli.

- Bitwa nie przebiega zatem po waszej myśli? – zapytał Thanos. – Rzekłeś wcześniej, że przegrywacie.

Akila posЕ‚aЕ‚ mu chЕ‚odne spojrzenie.

- Powinienem wiedzieć, kiedy trzymać buzię na kłódkę. Może ty także powinieneś to wiedzieć.

- I tak rozważacie, czy mnie ukatrupić – odparł Thanos. – Sądzę zatem, że nie mam zbyt wiele do stracenia.

Thanos zamilkł. Tego człowieka nie można było przymusić do udzielania odpowiedzi. W Akili było coś surowego. Nieustępliwego i szczerego. Thanos zgadywał, że odczułby względem niego sympatię, gdyby zapoznali się w lepszych okolicznościach.

- Owszem – przyznał Akila. – Przegrywamy. Wy, Imperialni, dysponujecie większą liczbą ludzi i nie dbacie o to, jak wielkie zniszczenia wyrządzacie. Gród jest oblężony od strony lądu i od morza, tak, by nikt nie mógł opuścić wyspy. Będziemy walczyć ze wzgórz, lecz niewiele możemy uczynić, kiedy dodatkowy oręż może przybyć jedynie od wody. Draco może i jest bestią, ale sprytną.

Thanos skinД…Е‚ gЕ‚owД….

- To prawda.

- Ty z pewnością byłeś obok, gdy układał swe plany – powiedział Akila.

Thanos wreszcie pojД…Е‚, o co chodzi mД™ЕјczyЕєnie.

- To na to liczycie? Że znam ich plany? – potrząsnął głową. – Nie było mnie tam, gdy je obmyślali. Nie chciałem wcale tu przybywać i znalazłem się tu jedynie dlatego, że strażnicy zaprowadzili mnie na okręt. Być może gdybym tam był, usłyszałbym o tym, że zamierzają dźgnąć mnie w plecy.

Wtem jego myśli powędrowały ku Ceres i ku temu, że zmuszono go, by ją opuścił. Sprawiało mu to ból większy niż wszystko, co go spotkało. Skoro ktoś u władzy usiłował go ukatrupić, pomyślał, co uczyni z Ceres?

- Masz wrogów – zgodził się Akila. Thanos dostrzegł, że zamyka i otwiera dłoń, jak gdyby długi bój o gród sprawił, że zaczęły łapać go kurcze. – I to nawet tych samych, co ja. Nie wiem jednak, czy czyni cię to moim przyjacielem.

Thanos powiГіdЕ‚ znaczД…cym spojrzeniem po pieczarze. Po zaskakujД…co niewielkiej iloЕ›ci ЕјoЕ‚nierzy, ktГіrzy tam pozostali.

- Zdaje mi siД™, Ејe w tej chwili przyda ci siД™ kaЕјdy moЕјliwy przyjaciel.

- Ale ty wywodzisz się z królewskiego rodu. Twa pozycja okupiona jest krwią prostego ludu – rzekł Akila i znów westchnął. – Wygląda na to, że jeśli cię ukatrupię, uczynię to, czego pragnął Draco i jego panowie, ale w zasadzie dowiodłeś, że jeśli zażądam zapłaty za twą głowę, nic nie dostanę. Muszę stoczyć bój i nie mogę trwonić czasu na jeńców, którzy nic nie wiedzą. Cóż mam zatem z tobą uczynić, książę Thanosie?

Thanos odniГіsЕ‚ wraЕјenie, iЕј mД™Ејczyzna w istocie pyta go o to. Е»e w istocie pragnie lepszego rozwiД…zania. RozmyЕ›laЕ‚ szybko, co odrzec.

- Sądzę, że najlepiej będzie, jeśli mnie uwolnisz – powiedział.

Akila rozeЕ›miaЕ‚ siД™ sЕ‚yszД…c te sЕ‚owa.

– Niezła myśl. Jeśli to wszystko, na co cię stać, to nie ruszaj się. Postaram się, by nie zabolało.

Thanos spostrzegЕ‚, Ејe siД™ga dЕ‚oniД… do jednego z mieczy.

- Mówię poważnie – rzekł Thanos. – Nie pomogę wam zwyciężyć bitwy o wyspę, jeśli będę tutaj.

Na twarzy Akili spostrzegł niedowierzanie i przekonanie, że to pułapka. Thanos mówił szybko, wiedząc, że nadzieję na przeżycie kolejnych minut mógł mieć jedynie wtedy, gdy przekona tego mężczyznę, że pragnie wspomóc rebelię.

- Sam rzekłeś, iż jednym z największych problemów jest to, że imperialna flota zaopatruje walczących – powiedział Thanos. – Wiem, że pozostawili zaopatrzenie na okrętach, gdyż tak bardzo palili się do ataku. Przejmiemy zatem okręty.

Akila wstaЕ‚.

- Słyszeliście, przyjaciele? Ten tu książę ma plan, by odebrać Imperium okręty.

Thanos spostrzegł, że rebelianci zaczynają zbierać się wokoło nich.

- A na co nam to? – zapytał Akila. – Zdobędziemy ich okręty i co później?

Thanos postarał się jak najlepiej objaśnić im swój plan.

- W najgorszym razie umożliwi to ucieczkę części mieszkańców grodu i twoich żołnierzy. Pozbawi także zaopatrzenia żołnierzy imperialnych, którzy nie będą w stanie walczyć bez niego zbyt długo. I są jeszcze balisty.

- A cóż to takiego? – zawołał jeden z rebeliantów. Nie wyglądał, jakby był żołnierzem od dawna. W mniemaniu Thanosa niewielu spośród zebranych w pieczarze tak wyglądało.

- Machina miotająca strzały – objaśnił. – Oręż stworzony po to, by niszczyć inne okręty, ale gdyby zwrócić je ku żołnierzom na brzegu…

Akila zdawał się rozważać tę możliwość.

- Może to i dobry pomysł – przyznał. – A okręty, które nie będą nam do niczego przydatne, możemy podpalić. W najgorszym razie Draco wycofa swych ludzi, by odzyskać flotę. Ale jak niby mamy przejąć jego okręty, książę Thanosie? Wiem, że tam, skąd pochodzisz, książę musi jedynie zażądać czegoś i to otrzymuje, lecz wątpię, by tak stało się w przypadku floty Draco.

Thanos zmusiЕ‚ siД™ do uЕ›miechu z pewnoЕ›ciД…, ktГіrej wcale nie odczuwaЕ‚.

– Zrobimy coś bardzo podobnego.

I znГіw odniГіsЕ‚ wraЕјenie, iЕј Akila pojД…Е‚, o co mu chodzi znacznie szybciej niЕј jego kompani. Na twarz przywГіdcy rebelii wypЕ‚ynД…Е‚ uЕ›miech.

- Jesteś szaleńcem – powiedział Akila. Thanos nie wiedział, czy poczytać to za obelgę, czy nie.

- Na plaży leży wielu poległych – objaśnił Thanos pozostałym. – Przywdziejemy ich zbroje i ruszymy ku okrętom. Pójdziecie ze mną, dzięki czemu będziecie wyglądać na oddział powracający po zaopatrzenie.

- Cóż o tym sądzicie? – zapytał Akila.

W migoczącym wewnątrz pieczary blasku ognisk Thanos nie mógł dostrzec tych, którzy mówili. Pytania zdawały się wypływać z mroku i książę nie potrafił orzec, kto się z nim zgadzał, kto wątpił w niego, a kto chciał jego śmierci. Nie było to jednak gorsze od polityki na jego rodzinnych ziemiach. Pod wieloma względami było lepiej, gdyż przynajmniej nikt nie uśmiechał się do niego, jednocześnie knując, jak go uśmiercić.

- A co ze strażnikami na okręcie? – zapytał jeden z rebeliantów.

- Nie ma ich tam wielu – powiedział Thanos. – Poza tym znają mnie.

- A co z tymi wszystkimi ludźmi, którzy zginą w grodzie, gdy my będziemy przejmować okręty? – zawołał inny.

- Teraz także giną – odkrzyknął Thanos. – Tym sposobem przynajmniej zyskacie szansę, by przeciwstawić się wrogowi. Jeśli nam się uda, ocalimy setki, a może i tysiące żyć.

ZalegЕ‚a cisza i ostatnie pytanie przedarЕ‚o siД™ przez niД… jak strzaЕ‚a.

- Jak możemy mu zaufać, Akilo? Nie jest zwykłym żołnierzem, jest arystokratą. Księciem.

Thanos zwrócił się tyłem w stronę, z której dobiegł głos, tak, by wszyscy mogli dojrzeć jego plecy.

- Ugodzili mnie w plecy. Pozostawili, bym skonał. Mam powody, by nienawidzić ich równie mocno, jak każdy z was.

W tej chwili nie myЕ›laЕ‚ jedynie o Tajfunie. MyЕ›laЕ‚ o wszystkim, co jego rГіd uczyniЕ‚ ludowi Delos i o wszystkim, co uczyniЕ‚ Ceres. Gdyby nie zmusili go, by udaЕ‚ siД™ na Plac Fontann, nie byЕ‚oby go przy Е›mierci jej brata.

- Możemy tu siedzieć – powiedział Thanos. – albo możemy działać. Owszem, będzie to ryzykowne posunięcie. Jeśli rozpoznają, że nie jesteście imperialnymi żołnierzami, najpewniej zginiemy. Jestem gotów podjąć to ryzyko. A wy? – gdy nikt się nie odezwał, Thanos zapytał głośniej: – A wy?

Tym razem w odpowiedzi usЕ‚yszaЕ‚ okrzyki poparcia. Akila podszedЕ‚ do niego i poЕ‚oЕјyЕ‚ dЕ‚oЕ„ na jego ramieniu.

- Dobrze, książę, zdaje się, że zrobimy to po twojemu. Jeśli ci się powiedzie, zyskasz przyjaciela na całe życie – zacisnął dłoń, aż Thanos poczuł ostry ból w plecach. – Zdradź nas jednak, poprowadź mych ludzi na śmierć, a przysięgam, że cię wytropię.




ROZDZIAЕЃ Г“SMY


W Delos były zakątki, w które Berin zwykle się nie zapuszczał. Były to miejsca, w których unosił się odór potu i desperacji. Ich mieszkańcy zdolni byli posunąć się do wszystkiego, byle tylko przetrwać. Berin próbował zniechęcić nieprzyjaznymi spojrzeniami czających się w zakamarkach ludzi, by trzymali się od niego z daleka.

Gdyby tylko wiedzieli, że ma przy sobie złoto, Berin był pewien, że poderżnęliby mu gardło, a zawartość skrytego pod jego tuniką mieszka podzielili i wydali w pobliskich karczmach i domach gier, nim dzień dobiegnie końca. To właśnie tych miejsc teraz szukał – gdzież indziej miałby znaleźć żołnierzy po skończonej służbie? Jako miecznik Berin znał zwyczaje wojów i wiedział, w jakich miejscach bawią.

Złoto dostał od kupca, do którego zabrał dwa sztylety. Wykuł je, by móc pokazać tym, którzy mogli go nająć. Był to piękny oręż, taki, który z dumą nosiłby u pasa niejeden możnowładca, zdobiony złotym filigranem i wyrytymi na rękojeściach scenami łowów. Były to ostatnie cenne przedmioty, jakie mu pozostały. Czekał z tuzinem innych ludzi przed kontuarem kupca i otrzymał za nie połowę tego, co były warte.

Dla Berina nie miało to znaczenia. Liczyło się jedynie odnalezienie jego dzieci, a do tego potrzebne mu było złoto. Złoto, którym mógł płacić napitek dla właściwych osób, które mógł wetknąć we właściwe dłonie.

Powoli chodził od jednej karczmy Delos do drugiej. Nie mógł ot tak zadawać pytań, na które szukał odpowiedzi. Musiał mieć się na baczności. Niejaką pomocą było to, że miał w grodzie kilku przyjaciół, miał ich także w imperialnej armii. Przez minione lata wykuty przez niego oręż ocalił życie niejednemu.

Mężczyznę, którego szukał, znalazł podpitego w środku dnia w jednej z karczm. Cuchnął tak straszliwie, że ławy w pobliżu niego były puste. Berin zgadywał, iż jedynie imperialny uniform powstrzymywał karczmarza przed wyrzuceniem go na zbity pysk na ulicę. Cóż – to i fakt, iż Jacare był tak tłusty, że wynosić go musiałaby połowa mężczyzn w karczmie.

Berin zobaczyЕ‚, Ејe gruby mД™Ејczyzna podnosi oczy, widzД…c, iЕј ktoЕ› siД™ do niego zbliЕјa.

- Berin? Mój stary druhu! Podejdź i wypij no ze mną! Choć ty będziesz musiał

zapłacić. Jestem teraz…

- Tłusty? Pijany? – zgadywał Berin. Wiedział, że mężczyzny nie urażą jego

przytyki. Zdawał się z rozmysłem służyć za przykład najgorszego żołnierza w szeregach imperialnej armii. Zdawało się, że przewrotnie jest z tego nawet dumny.

- … w nieco kłopotliwej sytuacji finansowej – dokończył Jacare.

- Być może mógłbym przyjść ci z pomocą – powiedział Berin. Poprosił o napitek,

lecz nie tknął swojego. Musiał rozumować jasno, jeśli ma odnaleźć Ceres i Sartesa. Odczekał zatem, aż Jacare opróżni swój kufel, siorbiąc przy tym niczym osioł u koryta z wodą.

- CГіЕј wiД™c sprawiЕ‚o, Ејe ktoЕ› taki jak ty poszukuje mego skromnego towarzystwa?

– zapytał Jacare po chwili.

- Szukam wieści – odparł Berin. – Takich, jakie ktoś na twym miejscu mógł

zasłyszeć.

- Ach, wieści. Przy ich omawianiu chce się pić. I kosztują drogo.

- Szukam mojej córki i syna – wyjaśnił Berin. W kim innym być może

wzbudziłby tymi słowami nieco współczucia, lecz wiedział, że na mężczyźnie pokroju Jacare’a nie wywrze takiego wpływu.

- Syna? Nesosa, tak?

Berin pochylił się przez stół i zacisnął dłoń wokół nadgarstka Jacare’a, który właśnie

PodnosiЕ‚ kufel do ust. Nie pozostaЕ‚o mu juЕј zbyt wiele krzepy, ktГіrej nabyЕ‚ wykuwajД…c mЕ‚otami broЕ„ w kuЕєni, byЕ‚ jednak wystarczajД…co silny, by mД™Ејczyzna siД™ wzdrygnД…Е‚. I dobrze, pomyЕ›laЕ‚ Berin.

- Sartesa – odrzekł. – Mój starszy syn nie żyje. Sartesa zabrano do armii. Wiem, że dociera do ciebie wiele pogłosek. Chcę wiedzieć, gdzie jest on i gdzie jest moja córka, Ceres.

Jacare wyprostował się, a Berin pozwolił mu na to. I tak nie był pewien, czy zdoła długo jeszcze utrzymać mężczyznę w miejscu.

- Może i coś o nich słyszałem – przyznał żołnierz. – ale takie sprawy mają to do siebie, że są trudne. Mam wiele wydatków.

Berin wyciД…gnД…Е‚ niewielki mieszek ze zЕ‚otem. WysypaЕ‚ je na stГіЕ‚, wystarczajД…co daleko, by Jacare nie mГіgЕ‚ po nie siД™gnД…Д‡.

- Czy to pokryje twoje “wydatki”? – zapytał Berin, spoglądając na kufel mężczyzny. Spostrzegł, że przelicza złoto, najpewniej ważąc w myśli, czy zdoła przekonać Berina, by zapłacił więcej.

- Z twą córką sprawa jest prosta – powiedział Jacare. – Jest w zamku, pośród możnowładców. Ogłoszono, że ma poślubić księcia Thanosa.

Berin odetchnął z ulgą, usłyszawszy te słowa, choć nie był pewien, co o tym sądzić. Thanos był jednym z nielicznych członków królewskiego rodu, którzy zachowywali się wobec niego przyzwoicie, ale zaślubiny?

- Z twym synem sprawa ma się inaczej. Niech no pomyślę. Doszły mnie słuchy, że kilku żołnierzy z Dwudziestego trzeciego zbierało rekrutów w twojej okolicy, lecz nie mam pewności, iż jest z nimi. Jeśli tak, obozują nieco na południe stąd i usiłują wyszkolić rekrutów do walki z rebeliantami.

Na tę myśl w Berinie zagotowało się ze złości. Był w stanie odgadnąć, jak w armii potraktują Sartesa i co zawiera się w tym “szkoleniu”. Musiał uwolnić syna. Lecz Ceres była bliżej i musiał choćby zobaczyć się z córką, nim wyruszy na poszukiwania Sartesa. Podniósł się z miejsca.

- Nie pijesz już? – zapytał Jacare.

Berin nic nie odrzekł. Zamierzał udać się do zamku.



***



Berinowi łatwiej niż komu innemu było dostać się za mury zamku. Przeszło już nieco czasu, lecz nadal był tym, który stawiał się tam, by omawiać wymagania mistrzów boju co do ich oręża albo by przynieść poszczególne sztuki broni dla możnowładców. Musiał jedynie udawać, iż powrócił do pracy, przechodząc pewnym krokiem obok strażników przy zewnętrznej bramie i wchodząc na teren, gdzie sposobili się do boju wojownicy.

Teraz musiał dotrzeć tam, gdzie znajduje się jego córka – gdziekolwiek to było. Ogrodzone miejsce, w którym ćwiczyli się wojownicy a resztę zamku oddzielała zaryglowana brama. Berin musiał poczekać, aż ktoś otworzy ją z przeciwnej strony. Przepchnął się obok sługi, który to uczynił, próbując sprawiać wrażenie, iż przez jakieś naglące sprawy musi znaleźć się w innej części zamku.

Tak zresztД… byЕ‚o, jednak wiД™kszoЕ›Д‡ ze straЕјnikГіw nie zrozumiaЕ‚aby tego.

- Hej, ty! A niby dokД…d siД™ wybierasz?

Berin zatrzymał się, słysząc szorstki głos mówiącego. Nim się obrócił, wiedział już, że ujrzy strażnika, a nie wiedział, jak wyjaśnić swoją obecność w zamku tak, by mężczyzna mu uwierzył. W najlepszym razie mógł mieć nadzieję, że wyrzucą go z zamku, nim zdoła zbliżyć się do córki. W najgorszym zaś czeka go wtrącenie do lochu albo wyprowadzenie na egzekucję w miejsce, w którym nikt tego nawet nie spostrzeże.

Odwrócił się i ujrzał dwóch strażników, po których widać było, że służyli w imperialnej armii nie od dziś. Ich włosy poprzetykane były siwizną równie gęsto, jak Berina, a twarze mieli zniszczone, jak gdyby wiele lat spędzili, tocząc bój w słońcu. Jeden z nich przewyższał Berina o dobrą głowę, lecz pochylał się lekko nad włócznią, na której się wspierał. Drugi miał brodę, którą nacierał olejem i woskiem tak długo, iż zdawała się niemal tak ostra, jak broń, którą trzymał w dłoni. Na ich widok Berina ogarnęła ulga, gdyż rozpoznał ich obu.

- Varo, Caxus? – odezwał się. – To ja, Berin.

NapiД™cie zawisЕ‚o na chwilД™ w powietrzu i Berin miaЕ‚ nadziejД™, Ејe tych dwГіch go pamiД™ta. Wtem straЕјnicy rozeЕ›miali siД™.

- W rzeczy samej, to ty – powiedział Varo, prostując się na chwilę. – Nie widzieliśmy cię tu od… ile to już czasu upłynęło, Caxusie?

Drugi mД™Ејczyzna przesuwaЕ‚ dЕ‚oniД… po brodzie, zastanawiajД…c siД™ nad odpowiedziД….

- PrzeszЕ‚o wiele miesiД™cy, odkД…d byЕ‚ tu ostatni raz. Nie mГіwiliЕ›my odkД…d dostarczyЕ‚ mi karwasze minionego lata.

- Musiałem wyjechać – wyjaśnił Berin. Nie rzekł dokąd. Kowali może i nie opłacano zbyt sowicie, ale Berin wątpił, by strażnicy dobrze zareagowali na wieść o tym, iż szukał najmu gdzie indziej. Żołnierzom zwykle nie w smak było, gdy wróg otrzymywał dobry oręż. – Nastały ciężkie czasy.

- Czasy są ciężkie wszędzie – zgodził się z nim Caxus. Berin spostrzegł, że zmarszczył nieco brew. – Nie wyjaśnia to jednak, co robisz w głównej części zamku.

- Nie powinieneś tu wchodzić, kowalu, i wiesz o tym – przytaknął Varo.

- Cóż się stało? – zapytał Caxus. – Nieoczekiwana naprawa ulubionego miecza któregoś z młodzianów w dworze? Sądzę, że doszłyby nas słuchy o tym, że Lucious strzaskał miecz. Najpewniej wychłostałby któregoś sługę do żywego mięsa.

Berin wiedział, że nie uda mu się przekonać ich takim kłamstwem. Miast tego postanowił więc spróbować jednego, co mogło podziałać: szczerości.

- Przybyłem zobaczyć się z córką.

UsЕ‚yszaЕ‚, Ејe Varo wciД…ga powietrze ze Е›wistem.

- Ach, to nie bД™dzie takie proste.

Caxus skinД…Е‚ gЕ‚owД…:

- WidziaЕ‚em, jak walczyЕ‚a na Stade. Nie poddaje siД™ Е‚atwo. UkatrupiЕ‚a kolczastego niedЕєwiedzia i mistrza boju. Ale nie byЕ‚a to Е‚atwa walka.

Berinowi ścisnęło się serce, gdy usłyszał słowa strażnika. Kazali Ceres walczyć na placu? Choć wiedział, iż ziszczeniem jej snów było toczenie boju na Stade, nie sądził, by o to im chodziło. Nie, chodziło o coś innego.

- Muszę się z nią zobaczyć – nalegał Berin.

Varo przechyliЕ‚ gЕ‚owД™ na bok.

- Jak rzekłem, to nie takie proste. Nikt nie może jej odwiedzać. To rozkaz królowej.

- Ale ja jestem jej ojcem – odparł Berin.

Caxus rozЕ‚oЕјyЕ‚ rД™ce.

- Niewiele możemy na to poradzić.

Berin zastanowił się szybko, co robić.

- Niewiele? Czy to odrzekЕ‚em, gdy chciaЕ‚eЕ›, bym nareperowaЕ‚ drzewce wЕ‚Гіczni, ktГіrД… raz zЕ‚amaЕ‚eЕ›, nim ujrzy to twГіj kapitan?

- Zgodziliśmy się, że nie będziemy o tym wspominać – odrzekł strażnik z niepokojem.

- A cóż ty rzekniesz, Varo? – mówił dalej Berin, kując żelazo póki gorące, nim drugi mężczyzna postanowi go wyrzucić. – Czy odparłem, że to “nie takie proste”, gdy chciałeś miecza, który dobrze leżałby w twej dłoni miast tego, który wydała ci armia?

- CГіЕј...

Berin nie ustępował. Ważne było, by rozwiać ich wątpliwości. Nie, ważne było, by zobaczył się z córką.

- Jak wiele razy mój oręż ocalił wam życie? – zapytał. – Varo, opowiedziałeś mi o herszcie bandy, którego ścigał twój oddział. Czyim mieczem go ukatrupiłeś?

- Twoim – przyznał Varo.

- A ty, Caxusie, gdy pragnąłeś przyozdobić swe nagolenniki filigranem, by wywrzeć wrażenie na dziewce, z którą się ożeniłeś, do kogo się udałeś?

- Do ciebie – przyznał Caxus. Berin widział, że mężczyzna się zastanawia.

- A było to jeszcze nim zacząłem podążać za wami podczas kampanii – powiedział. – A co z...

Caxus uniГіsЕ‚ dЕ‚oЕ„.

- Dobrze juЕј, dobrze. DowiodЕ‚eЕ› swego. Komnata twej cГіrki znajduje siД™ na gГіrze. WskaЕјemy ci drogД™. Ale jeЕ›li ktoЕ› bД™dzie pytaЕ‚, prowadzimy ciД™ do wyjЕ›cia z zamku.

Berin wątpił, by ktokolwiek miał o to zapytać, lecz w tej chwili nie miało to znaczenia. Liczyło się tylko jedno. Zobaczy się ze swoją córką. Ruszył za strażnikami przez zamkowe korytarze i po jakimś czasie dotarł wreszcie do drzwi zamkniętych na rygiel i na klucz od zewnątrz. Klucz znajdował się w zamku, więc Berin przekręcił go.




Конец ознакомительного фрагмента.


Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию (https://www.litres.ru/pages/biblio_book/?art=43696343) на ЛитРес.

Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.



Если текст книги отсутствует, перейдите по ссылке

Возможные причины отсутствия книги:
1. Книга снята с продаж по просьбе правообладателя
2. Книга ещё не поступила в продажу и пока недоступна для чтения

Навигация